Recenzja – Projektor Benq W2700: Czerwona koszula Johna Wayne’a

Artykuł sponsorowany

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jednym z najważniejszych komponentów filmu jest kolor. To właśnie jakość jego wyświetlania wielokrotnie rewolucjonizowała kino, jak choćby w przypadku Technicoloru. Współcześni mistrzowie kina dysponują własnymi, charakterystycznymi tylko dla nich, paletami ulubionych barw i poziomami ich nasycenia. Przypomnijmy sobie głębokie czerwienie Pedro Almodovara, pudrowe róże Wesa Andersona czy neonowe fiolety Nicolasa Windinga Refna. Nawet filmy czarno-białe mają swoje wariacje, odcienie szarości, różnice w kontraście. Poza tym, od początku historii kina ceniono kolor – dlatego barwiono taśmy, by nadawały scenom odpowiedniego klimatu.

Kolor jest więc niezwykle ważnym środkiem wyrazu, który niestety bardzo często nie zostaje odpowiednio oddany na ekranie – szczególnie w domowych warunkach. Czy oglądany w domu film różni się od autorskiego zamierzenia montażem, ruchami kamer, aktorską grą? Oczywiście, że nie. A kolorem już jak najbardziej. Dlatego niezwykle istotne jest, by mieć możliwość oglądania filmów na sprzęcie, który jak najlepiej oddaje barwy. Właśnie takim projektorem w zamierzeniu jest Benq W2700, który miałem okazję przetestować.

Zdjęcia nie oddają realnie wyświetlanych kolorów.

Chcąc sprawdzić zakres jego możliwości, potraktowałem go trzema różnymi filmami – z różnych epok, o innych funkcjach koloru, o odmiennym nasyceniu barw. Łączy je jednak jedno, kolory są w nich niezwykle istotne. Pierwszym filmem, który obejrzałem, było arcydzieło Technicoloru – western „Poszukiwacze” Johna Forda. Drugim – klasyka animacji, być może najbardziej wizjonerski pod względem wizualnym film rysunkowy w dziejach kina, czyli disnejowska „Fantazja”. Na koniec postawiłem na coś nowego. A kto we współczesnym kinie lepiej operuje barwami, jeśli nie daltonista (sic!) Nicolas Winding Refn. Obejrzałem więc „Neon Demon”.

Już pierwszy film przyniósł wielkie zaskoczenie, które od razu sprawiło, że projektor ogromnie zyskał w moich oczach. Nie oglądałem wcześniej „Poszukiwaczy”. Ich kolorystykę znałem jedynie z licznych fotosów i materiałów promocyjnych. Zawsze jawili mi się jako dzieło naznaczone technicolorystyczną pstrokacizną, która oczywiście ma swój urok. Czekałem więc na zalew intensywnych barw, od których zabolą mnie oczy. Barwy faktycznie były mocne i wyraziste, ale nie tak agresywne, jak przypuszczałem. Najbardziej uwidoczniła mi to… koszula bohatera, którego gra John Wayne. Zawsze wydawała mi się ona dość intensywnie pomarańczowa, niczym zachód słońca na Dzikim Zachodzie. Tu okazała się być czerwona, co na ekranie wyglądało znacznie bardziej realistycznie, również na tle pozostałej palety barwnej scenografii.

Zdjęcia nie oddają realnie wyświetlanych kolorów.

Ale to nie był koniec zaskoczeń. Więcej ich znalazłem w kameralnych scenach w zamkniętych pomieszczeniach, szczególnie w tych malutkich, niedoświetlonych preriowych domkach. Właśnie w nich projektor pokazał pełnię swoich możliwości i chyba swoją najlepszą cechę – znakomity kontrast, dzięki któremu świetnie wydobywa światło i kolorystykę. O ile więc w scenach w pełnym słońcu na pierwszy plan wychodziły kolorowe plamy barwne – jak choćby wspomniana już czerwona koszula Johna Wayne’a – tak sceny rozgrywające się w półmroku opalizowały pełną paletą barw, od bladych żółci, przez coraz intensywniejsze pomarańcze, zielenie, błękity, aż po różne odcienie szarości.

Seans „Poszukiwaczy” był dopiero przystawką w uczcie dla oczu, jaką był seans „Fantazji”. To animacja – jak głosi już sam tytuł – stworzona z potrzeby czystej ekspresji wyobraźni, przesiąkniętej różnorakimi barwami. Kolejne krótkie wariacje na temat klasycznych utworów muzyki poważnej powstały tylko po to, by ukazać niezwykły świat kreatywności ich twórców. Niezwykle ważnym wymiarem kolejnych filmów jest właśnie gra barw. Jak ważne są dla twórców, widać już w scenach otwierających, w których orkiestra stroi instrumenty, a kolejne sekcje muzyczne podświetlane są na odmienne kolory.

Zdjęcia nie oddają realnie wyświetlanych kolorów.

Tym razem nie chodziło o przetestowanie realizmu barw czy poziomu kontrastu, wydobywającego nieznane wcześniej szczegóły. Podczas seansu „Fantazji” ekran po prostu eksplodował niezwykle barwną wyobraźnią – niezwykłymi odcieniami kolorów, wyjątkowymi zestawieniami barw i przede wszystkim – ich intensywnością i nasyceniem. Fruwające wróżki, nieprzedstawiające kształty, podmorskie krainy i szata Myszki Mickey – to wszystko na ekranie wręcz zapłonęło, tworząc kolorystyczną kompozycję godną wielkich muzycznych kompozytorów.

Ale ponownie, największe wrażenie robiły szczegóły, jak wspomniana szata Myszki Mickey w sławnym fragmencie, w którym popularna myszka staje się magikiem. Tak jak w „Poszukiwaczach”, ważnym detalem okazała się czerwień ubrania – tym razem intensywna i dominująca kadr. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że czerwień koszuli Wayne’a, to nie była bladość, lecz realizm.

Zdjęcia nie oddają realnie wyświetlanych kolorów.

Na końcu przyszedł czas na neonowego demona, który miał być dla projektora ostatnim, najgroźniejszym przeciwnikiem. Czyż bowiem technicolor wszędzie nie wygląda zjawiskowo? A „Fantazja” nie zachwyca nawet na czarno-białym monitorku? Można z tym oczywiście dyskutować, ale „Neon Demon” to nie tylko neonowe kolory, ale również metaliczny chłód modowych sesji, mroki amerykańskich przedmieść i wielkich domostw oraz czerwień krwi. Tym razem efekt nazwałbym krystalicznym. Film nabrał na lodowatości, a nawet sławne neonowe barwy jakby się wyostrzyły. Neonowy demon wyszczerzył ostre zęby. Nawet sceny pozbawione metalicznego chłodu odznaczały się ową krystalicznością. Długo się zastanawiałem, co ją wywoływało, bo raczej nie kolory, ani wysoki kontrast. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że to po prostu niezwykle wysoka jakość obrazu, a filmu wcale nie oglądałem w jakości 4K, którą potrafi osiągnąć projektor.

To kolejna cecha, która urzekła mnie w Benq W2700 – nieskazitelny obraz bez ziarna, smug i przebarwień. Oczywiście – wiele zależy od jakości kopii filmu, ale od razu widać, że projektor nie będzie przeszkadzał w próbie uzyskania optymalnej jakości. Nie wspomniałem o jeszcze jednej rzeczy, która rzuca się w oczy od razu – o designie, bo projektor to przecież ważny przedmiot w mieszkaniu. To szczególnie ważna cecha dla tych, którzy przywiązują wagę do wystroju wnętrz. Obłość i biel połączona z metaliczną szarością przywołuje w pamięci robota Eva z „Wall-E”. Tak jak ona odznacza się nowoczesnością i minimalizmem. Dzięki temu przy swoich dość sporych gabarytach wydaje się filigranowy.

Zdjęcia nie oddają realnie wyświetlanych kolorów.

Z innych rzeczy, które zauważyłem, a o których warto wspomnieć: projektor ma złącze USB i własny program do odtwarzania, dzięki czemu można oglądać filmy (ale również zdjęcia czy inne materiały multimedialne) prosto z pendrive’a. A w takiej projekcji pomogą całkiem niezłe głośniki, wbudowane w projektor. Korzystając z tej opcji zauważyłem jednak małe rozminięcie dźwięku z obrazem. Była ona jednak na tyle nieznaczna, że nie uniemożliwiała oglądania.

Czy zauważyłem jakieś wady? Można ewentualnie poskarżyć się na dość niski poziom jasności, co przeszkadza wtedy, gdy chce się z projektora korzystać w dzień. Producent rekomenduje, by oglądać w pełni zaciemnionym pokoju – a przecież w warunkach domowych nie zawsze o to łatwo. Ale ma to też swoje dobre strony. Projektor dzięki temu nie oślepia jasnością i nie sprawia, że już po krótkim oglądaniu bolą nas oczy.

Jeśli potrzebujesz bardziej szczegółowych danych technicznych, to odsyłam na stronę producenta. A gdy moja rekomendacja przekonała cię na tyle, by wzbogacić swoje kino domowe o Benq W2700, to zakupu możesz dokonać choćby tu.