Recenzja – „Pamfir”

Znalazło się tu miejsce zarówno na wizyjne kino spod znaku Paradżanowa, jak i surowy społeczny realizm. Pograniczność filmowych światów ma odbicie w tematyce filmu. Bo „Pamfir” opowiada o życiu pomiędzy – Ukrainą a zagranicą, przeszłością i teraźniejszością, obecnością a wyjazdem. W tej przestrzeni toczy się życie jakby zastygłe, nieruchome, a przez to beznadziejne.

Główny bohater – Leonid, którego w rodzinnej wiosce nazywają Pamfirem – wraca z Polski, gdzie na co dzień pracuje, na dwa tygodnie do rodziny na Ukrainę. Jeszcze nie wie, że zostanie zmuszony do dłuższego pobytu. Póki co przywozi wymarzony rower stęsknionemu synowi, kocha się z dawno niewidzianą żoną i namawia brata, by pojechał za granicę do pracy z nim. Cała rzeczywistość obraca się wokół pieniędzy, które niezwykle komplikują relacje międzyludzkie. Bo Leonid, by zarobić na rodzinę, nie może zostać na Ukrainie, gdzie jedynym źródłem przyzwoitych pieniędzy jest przemyt. Wie jednak, że nie może wyjechać – bo syn potrzebuje wzorca, bo żona jest samotna, bo brat wymaga przypilnowania.

Reżyser – Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk – rozpisał bardzo wiarygodny punkt wyjścia, z którym zidentyfikować mogłoby się pewnie wielu Ukraińców, zresztą nie tylko oni, każdy, kto jest zmuszony do emigracji zarobkowej. Patowa sytuacja rodzinna i ekonomiczna staje się fundamentem, na którym twórca rozpisuje angażujący dramat. Wciągająca intryga z pogranicza kina gangsterskiego jest jednak tylko (czy aż?) komentarzem do rzeczywistości społecznej, o której opowiada autor. Przekonuje on, że zła sytuacja ekonomiczna, która doprowadziła do fali emigracji zarobkowej, prowadzi wprost do katastrofy: rodzinnej, demograficznej, kulturowej.

Obok intrygującej fabuły, świetnego rozeznania w społecznych bolączkach i celnego autorskiego komentarza „Pamfir” jest także dziełem wybitnie nakręconym. Wiele zasługi ma w tym wyobraźnia wzięta z Paradżanowa, który przenosił swoimi filmami w ludową wrażliwość także ukraińskiej prowincji. W „Pamfirze” mamy pogańskie obrządki karnawału, mamy diabelskie maski, zabobony i ludową religijność. Sukholytkyy-Sobchuk ma pomysł na ich ukazanie w obrazie. Kręci długimi, płynnymi ujęciami, często korzysta z mgieł i dymów, co dodaje aury tajemniczości i niedookreśloności.

Zresztą problem z tożsamością okazuje się kluczowy. Skierowane do syna głównego bohatera w finale pytanie „kim jesteś?” okazuje się znacznie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Ile w nim z ojca? Czy powtórzy jego żywot? Czy bliżej mu do Ukrainy czy do Zachodu? Będzie zarabiał, o czym marzy jego ojciec, „głową”, czy jednak fizycznie? Odpowiedzi na te pytania pozostają otwarte.

Ocena: 7/10