Recenzja – Nowe Horyzonty: Pióra

„Pióra” idealnie równoważą trzy stany skupienia kina: bliskowschodni realizm magiczny, kino społeczne i dramat feministyczny. Na każdym z tych pól jest przekonujący i angażujący, a przy tym potrafi wzbudzić gniew i rozpacz.

Zaczyna się zabawnie, bo na przyjęciu urodzinowym syna mężczyzna zostaje zamieniony przez domorosłego magika w kurę. Ale ta śmiesznostka jest początkiem bardzo nieśmiesznych konsekwencji. Jego rodzina zostaje bowiem bez jedynego żywiciela rodziny, na dodatek żona nie może dostać żadnej opieki, bo jej mąż oficjalnie wciąż żyje i co gorsza uchyla się od pracy. Reżyser przeprowadza bohaterkę przez kolejne stadia rozpaczy i nieskończoną liczbę razy przelicza na ekranie pieniądze, by udowodnić, że to właśnie wokół nich wszystko się kręci. Nawet, gdy mąż jest gburowaty, nie szanuje swojej żony i wydziela jej pieniądze na prowadzenie domu, to i tak jest lepszy niż żaden. Kobieta bez mężczyzny w kulturze arabskiej jest nikim – nawet nie może pójść pracować do pobliskiej fabryki, do której udaje się zamiast niej kilkuletni syn.

Ale to nie wszystko, bo El Zohairy zabarwia swój film pierwiastkiem feministycznym – bowiem to właśnie kobieta jest tu w centrum opowieści i jej los najbardziej nas przejmuje. Nędzne życie na własną rękę okazuje się zaczynem emancypacji – okazuje się bowiem, że problem wcale nie jest w systemie socjalnym, kapitalizmie czy nierównościach, a w patriarchacie, który robi wszystko, by zniewolić i przywiązać do siebie kobiety.

„Pióra” okazują się ostatecznie czystą fantazją – zaczynają się bowiem jak opowieść ludowa i podobnie się kończą – emancypacją, która wydaje się bardziej niewiarygodna w tej rzeczywistości niż przemienienie mężczyzny w kurę. Ale im więcej razy będziemy powtarzać tę fantazję, tym bardziej będzie się ona urzeczywistniać.

Ocena: 6/10