Widząc nazwisko reżysera – Jacquesa Audiarda – i tytuł filmy byłem przekonany, że to hardcore’owe kino społeczne. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że „Paryż…” to dowcipna i czuła historia miłosna. Historie, które niewiele mają wspólnego i z Paryżem, i z 13. dzielnicą – są bowiem uniwersalne i mogłyby się rozgrywać choćby w większym polskim mieście.
A są to nawet dwie historie, które się ze sobą przeplatają, ale na dobrą sprawę snują odrębne opowieści. Pierwsza traktuje o pracownicy call center, która zakochuje się w swoim współlokatorze. On lubi z nią uprawiać niezobowiązujący seks, ale dba, by się nie zaangażować. W drugiej najważniejsza jest studentka prawa, która przypadkowo została wzięta za gwiazdkę porno. Nie ma tu żadnych wielkich analiz społecznych, zaangażowania w sprawy miejskie czy moralistycznego tonu. Są młodzi ludzie, którzy szukają swojego miejsca w świecie i nijak nie potrafią go znaleźć. Seks biorą za miłość, miłość za pożądanie, a stabilizację za przegraną.
Nie chodzi w żadnej mierze o to, by ich jakkolwiek oceniać – są zbyt sympatyczni i na swój sposób połamani, by robić im jakiekolwiek wyrzuty. Jest w tym sporo bezpretensjonalności, dowcipu i lekkości. Audiard traktuje ich tam samo, jak oni siebie – na luzie, choć bez uprzedzenia, w żaden sposób nie deprecjonując czy – tym bardziej – wyszydzając. To właśnie typ bohaterów definiuje ten film. To nie są bawiący się życiem nastolatkowie czy wchodzący w dorosłość studenci. To trzydziestoparolatkowie, którzy wiele już w życiu przeszli, ale nie na tyle dużo, by nie popełniać wciąż tych samych błędów. To fascynujący czas, gdy jest się w pełni niezależnym, ale wciąż goni się za stabilizacją. U Audiarda zostaje to podkreślone w szczególny sposób – bohaterowie nieustannie zmieniają prace, mieszkania i partnerów, w tym ostatnim pomagają im randkowe apki. Ich życie jest ciągle w ruchu, ale oni marzą, by choć trochę spowolniło.
Miłość okazuje się u Audiarda synonimem stabilizacji, która jest trudna do osiągnięcia w świecie umów krótkoterminowych i drogich mieszkań. Jest luksusem i pożądanym towarem, za którym nieźle trzeba się nachodzić.
Komentarze (0)