„(Nie)znajomi” to remake bijącego rekordy popularności (i liczb przeróbek) na całym świecie włoskiego hitu sprzed kilku lat – „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”. Ale wcale nie ogląda się go jak jakąś powtórkę z rozrywki czy niepotrzebną kalkę z polskimi aktorami. Dzieło Tadeusza Śliwy w zupełnie zaskakujący sposób wydaje się filmem wyjątkowo aktualnym, korespondującym z naszymi, polskimi problemami. Ale jego siłą jest również obłędna obsada oraz znakomite ucho reżysera do dowcipu i umiejętność splatania w nierozerwalny supeł humoru i dramatu.
Fabularnie film niczym nie zaskoczy tych, którzy znają oryginał. Grono znajomych spotyka się na wspólnej kolacji, podczas której rozpoczynają niebezpieczną grę z własną prywatnością, zamkniętą w czarnych pudełkach telefonów komórkowych. Podczas wieczoru wszystkie rozmowy, smsy i maile stają się dostępne dla wszystkich. Dramaturgiczna logika wymaga, by kolejne wiadomości zdradzały coraz bardziej pikantne i zaskakujące tajemnice. Ale od nich ciekawsze okazują się reakcje znajomych na odkrycie głęboko skrywanych sekretów kolegów i koleżanek.
Śliwa nie poprzestał na dublowaniu doskonale znanej fabuły. Nie jest ona nawet najważniejsza. Znacznie ciekawszy jest portret pewnej grupy społecznej – klasy średniej, uwikłanej w hipokryzję i kredyty na życie ponad stan. Z każdą kolejną sceną następne maski opadają, a każdy z obecnych okazuje się skrywać wstydliwą tajemnicę, do posiadania której sam nigdy by się nie przyznał. Podjęta gra niszczy inną rozgrywkę, którą bohaterowie prowadzili do tej pory – grę pozorów. Okazuje się, że życia bohaterów były wzięte na niespłacalny i nieopłacalny kredyt. Zaufanie znajomych, ich przyjaźń, miłość, życie rodzinne, a także mieszkania i drogie systemy nagłaśniające – wszystko to okazuje się mirażem, posiadanym tylko pozornie, kupione za nieswoje pieniądze. Nawet ci, którzy zarabiają w mitycznym euro nie są wolni od finansowych problemów, a praca za granica okazuje się rozbijać rodzinny i podkopywać wzajemne zaufanie.
Śliwa obnaża traumy klasy średniej – strach przed demaskacją, moralną hipokryzję, życie na kredyt, które kręci się wokół pracy i zarabiania. A przy tym jednocześnie autentycznie bawi i zasmuca. Przy okazji premiery włoskiej wersji pisałem, że to film lekki jak prosecco, po którym na drugi dzień pęka głowa. W polskiej wersji jest podobnie, choć pija się tu mocniejsze trunki. Podejmowane problemy też wydają się jakby trudniejsze. Pod tą rozrywkową formą, skrywają się ogromne pokłady społecznych zahamowań i uprzedzeń, które nieustannie oddziałują na nas wszystkich w codziennym życiu.
Komentarze 7 komentarzy
Ciekawe jest to, że Niemcy też zrobili remake, który wchodzi niedługo do kin, bo 31.10. I tak samo jak w polskiej wersji, grają tam najbardziej teraz popularni aktorzy. Ciekawy zbieg okoliczności! Ale fakt, polska wersja jest sklasyfikowana jako dramat i komedia, niemiecka tylko jako komedia.
To wcale nie jest zbieg okoliczności. 'Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie’, czyli włoski oryginał, bije rekordy w ilości remake’ów na całym świecie. Stworzono ich dotychczas bodaj 18.
Wow, w takim razie najlepiej zacząć seans od oryginału, potem iść do kina na polski (niemiecki) remake i w miarę możliwości porównać też z innymi remake’ami. To jest przynajmniej mój plan. 🙂
Bardzo dobry film 🙂
Oj tak, daje do myślenia.. Zdecydowanie zgadzam się z tym, że w naszej wersji to jednak komediodramat. I to wart obejrzenia!
Włoski świetny, ale nasz LEPSZY. Chetnie bym obejrzała pozostałe wersje (np. rosyjską albo chińską z ciekawości) :):):)
Ktoś mógłby zorganizować maraton z kilkoma wersjami 😉