Recenzja – „Kraina Lodu II”: Ma tę moc?

„Kraina Lodu” „miała tę moc” – stała się prawdziwym fenomenem na miarę największych animowanych przebojów Disneya. Nic więc dziwnego, że rzesze fanów czekały z utęsknieniem na powrót Elzy, Anny, Olafa, Kristoffa i Svena. Dla wielu już sam fakt, że mogli ponownie spotkać się z ulubionymi postaciami był wystarczająco satysfakcjonujący. Ale czy druga część zbliżyła się do poziomu oryginału?

Twórcy postanowili ulepić nową część z tych samych elementów co poprzednią – zresztą, z dokładnie tych samych co niemal wszystkie pełnometrażowe, kinowe animacje Disneya. Znajdziemy więc trochę wzruszenia, sporo śmiechu, melodyjne piosenki i jasny morał. Doskonale wiadomo, po których postaciach spodziewać się humoru, a po którym melancholii. Niczym więc – jeśli chodzi o ten aspekt – twórcy nie są nas w stanie zaskoczyć. Trudno szukać w tym źródła rozczarowania, ale pozytywnego zaskoczenia również tam nie odnajdziemy.

Olaf ponownie jest Olafem, czyli ma zabawny akcent i rozśmiesza nas swoją naiwną i dobroduszną naturą, Elza jest zimna i opanowana, Annie najbardziej zależy na kontakcie z siostrą, a Kristoffowi na Annie. Wokół każdej z tych postaci i relacji zachodzących między nimi zbudowano odnogę fabuły. Elza wyrusza w samotną podróż, by odkryć własne „ja”, na co nie może zgodzić się Anna. Kristoff natomiast chce w końcu oświadczyć się swojej ukochanej, w czym stara się mu pomóc Sven. Olaf natomiast pojawia się w każdym z wątków i dodaje im lekkości, uroku i humoru.

Wszystkie te fabularne ścieżki spina motyw przewodni. Jest nim Zaklęta Puszcza, która od lat jest spowita mgłą, uniemożliwiającą wejście i wyjście. Przed trzydziestoma laty mieszkańcy Arendel i ludność z puszczy weszli w konflikt, który skończył się rozlewem krwi i wypędzeniem duchów, które opiekowały się tym miejscem. Sprawa łączy się z Elzą i Anną, bo, jak się okazuje, jedyną osobą, której udało się zbiec z zaczarowanego miejsca był ich młody ojciec. Rozwikłanie tajemnicy mgły, duchów i konfliktu między mieszkańcami może pomóc siostrom w rozpoznaniu ich rodzinnych sekretów i lepszym poznaniu samych siebie.

W fabule aż skrzy się od różnych cudowności, które miały być źródłem atrakcyjności. Mamy bowiem duchy, tajemnicze plemiona, ich niezwykłe obyczaje, a na dodatek zawikłaną przeszłość naszych ulubionych postaci. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że cała intryga jest szyta przysłowiowymi grubymi nićmi. By miała ona względny sens, twórcy obdarzają ją wieloma bardzo ryzykownymi punktami. Pojawiają się wspomniane duchy puszczy, które nagle mają zasadniczy związek z tożsamością Elzy – jaki i dlaczego? Tego już zanadto twórcy nie tłumaczą. Bohaterowie mówią o rzekomej „pamięci wody” (czymkolwiek ona jest), bez której cała fabuła kompletnie by się rozsypała. Tak dyskusyjnych i kłopotliwych punktów jest znacznie więcej. Ostatecznie, jeśli chcemy względnie bezboleśnie śledzić fabułę, musimy co chwilę przymknąć oko na kolejne absurdy i uproszczenia.

Chciałoby się, by historia opowiadana w kontynuacji wypływała wprost z tego, co widzieliśmy w pierwszej części. W tym przypadku tak nie jest. Twórcy bardzo luźno łączą fabułę „jedynki” z nowymi perypetiami bohaterów, co sprawia wrażenie pójścia na skróty – zbyt prostego rozpisania zupełnie nowej opowieści, która jedynie mechanicznie łączy się ze znaną historią. Gdy doda się do tego wspomniane liczne narracyjne mielizny, to fabułę należy uznać za rozczarowanie.

Podobnie jest zresztą z innymi elementami filmu. Piosenki są znacznie słabsze, przypominają niemrawe i zupełnie niewpadające w ucho kawałki z Eurowizji, a motywu przewodniego już nawet nie pamiętam (za to ciągle mam w głowie „mam tę mooooc!”). Film nie imponuje już nawet warstwą wizualną, ani egzotycznością świata przedstawionego. Ostatecznie broni się jedynie znakomitymi postaciami, no ale – te przecież doskonale znamy już z pierwszej części.

Ocena: 6/10

Film obejrzałem w Cinema City, tutaj możecie zarezerwować swój seans.