Recenzja – Festiwal Polskich Filmów Fabularnych: Sonata

Czy można nakręcić film bez sentymentalizmu o niepełnosprawnych chłopcu, który przełamuje swoje bariery i osiąga niespodziewany sukces? Jak najbardziej, co potwierdził debiutant – Bartosz Blaschke. Jego „Sonata” to ciepły i emocjonalny film pełen humoru i ironii, który w żadnym momencie nie osuwa się w niepotrzebną łzawość.

Grzegorz ma czternaście lat i od dziecka jest diagnozowany w spektrum autyzmu. Chodzi do placówki z dziećmi z zespołem Downa, gdzie uznawany jest za dziecko nierokujące do dalszego rozwoju. Kolejni prywatni nauczyciele uciekają, bo chłopiec szybko się zniechęca i trudno z nim wejść w komunikację. Do pewnego jednak momentu – gdy jedna z nauczycielek sugeruje, że Grześ nie jest autystyczny, a po prostu nie słyszy. To odkrycie całkowicie zmienia jego życie, otwierając na rozwój i nowe pasje. Okazuje się, że największą z nich będzie… muzyka, co może dziwić ze względu na zdiagnozowaną niepełnosprawność. W tym momencie zaczyna się opowieść o pokonywaniu przeszkód w drodze do realizacji marzeń.

Na papierze prawdziwa historia Grzegorza Płonki brzmi łzawo i sztampowo, ale na ekranie jawi się całkiem inaczej. Głównie dzięki znakomitym aktorom i dobrze rozpisanym relacjom między bohaterami. Wybitną rolą dał się poznać w głównej roli Michał Sikorski, który dokonał mimikry idealnej – jest absolutnie przekonujący w roli niepełnosprawnego Grzegorza, każdy jego gest, wydobyty z krtani dźwięk, wypowiedziane słowo sprawiają, że przed oczami nie mamy profesjonalnego aktora, a bohaterka z krwi i kości. Jego największą zaletą jest autentyczność, natomiast Łukasz Simlat i Małgorzata Foremniak – w rolach jego rodziców – są dla niego przeciwwagą. W granicach realizmu dodają humor, polot i zadziorność, ale również – kiedy trzeba – emocjonalność, choć w żadnym razie łzawość.

„Sonata” w tych momentach, w których niejeden twórca popadłby w sentymentalizm i emocjonalny terror, zmienia tonację na ironiczną, wręcz prześmiewczą, bezlitosną dla tych wszystkich, którzy popisują się nieprawdziwą empatią. Blaschke potrafi ze sceny na scenę modulować atmosferę, by wybrzmiały zarówno uczucia, jak i żarty. To wszystko jest na dodatek nakręcone z wielkim sercem i sympatią dla bohaterów.

Film ma, niestety, swoje – małe na szczęście – problemy. Przede wszystkim natury scenariuszowej. Pierwsza część filmu skomponowana jest idealnie – zgodnie z podręcznikiem, zwroty akcji są tam, gdzie powinny być, a bohaterowie są wprowadzani poprawnie. Gorzej dzieje się w drugiej części, gdzie twórcy ewidentnie szukali jakiegoś konfliktu, napięcia, które podtrzyma dramaturgię. Nie znaleźli jej najwyraźniej w samej historii Grzegorza, więc zaczęli dodawać postacie poboczne, całkowicie nieistotne dla głównego przebiegu akcji, a jedynie rozrzedzające fabułę.

Można więc odrobinę ponarzekać na niekonsekwencje narracyjne, ale zasadniczo „Sonata” to kawał świetnego, uniwersalnego kina, które będzie zrozumiałe pod każą szerokością geograficzną – i wszędzie tam, będzie inspirować, emocjonalnie obezwładniać, rozśmieszać, ale nigdzie – niepotrzebnie rozczulać.

Ocena: 7/10