Recenzja – Festiwal Polskich Filmów Fabularnych: Piosenki o miłości

To niewiarygodne jak utalentowaną osobą jest Justyna Święs. Znana z zespołu 'The Dumplings’ wokalistka ma jeden z najlepszych głosów w Polsce, a teraz okazuje się, że równie dobrze radzi sobie przed kamerą – i to nie tylko śpiewając. Ale 'Piosenki o miłości’, jak sam tytuł głosi, to jednak film o śpiewaniu, ale tym śpiewaniem wyraża co innego: miłość, żal, tęsknotę, smutek i zahamowania. To film, który powinien się udać. Ma dobre zdjęcia, ciekawy pomysł na siebie, świetny duet aktorski (Święs/Włosok), piękne piosenki, ale niestety również cały worek fabularnych klisz.

On to typowy „banan”, czyli syn popularnego aktora, który go utrzymuje, ale coraz mniej chętnie pozwala wieść dostatnie życie nieroba. Ona to natomiast „słoik” – zakompleksiona dzieczyna z Piotrkowa Trybunalskiego, która stara się utrzymać na powierzchni życia w Warszawie, gdzie pracuje jako kelnerka. Są z tak różnych światów, że trudno uwierzyć, że może ich coś połączyć. Ale coś takiego istnieje – to muzyka. On podsłuchuje jak ona podśpiewuje i… no właśnie? Zakochuje się? A może chce ją cynicznie wykorzystać? Ten film to pytanie stawia i ma swój sposób na odpowiedź.

Kolejne sceny przynoszą kolejne piosenki, na którymi duet wspólnie pracuje: ona pisze teksty, układa melodię, a on to aranżuje. Ona ma talent, a on tylko wielkie ambicje. Z takich opozycji składa się cały film. Jest ojciec, wybitny aktor, i syn – artystyczna miernota. Jest zalękniona i zakochana dziewczyna i cynik, który próbuje ją wykorzystać. Jest w końcu wielka wytwórnia, która może zrobić z nich gwiazdy, ale także potrzeba pozostania niezależnym. Reżyser – Tomasz Habowski – całą fabułę funduje na mocnych przeciwieństwach, do tego stopnia, że żadna ze skrajności nie wypada wiarygodnie. Nie wiadomo, dlaczego ona tak bardzo nie chce pokazać swoich piosenek, dlaczego on musi być takim dupkiem, a jego ojciec tak wielkim megalomanem. Cała seria różnorakich konfliktów jest kalką wielu fabularnych klisz, które powtarzają się w niezliczonych filmach – niestety tych raczej słabszych.

To dodatkowo sprawia, że losy bohaterów są zwyczajnie przewidywalne. To oczywiste, że on okaże się beztalenciem, który chcąc udowodnić coś ojcu, ukradnie dziewczynie piosenki, niwecząc wątłe uczucie, które ich połączyło. Równie jasne jest, że ostatecznie postara się błędy naprawić. Szkoda, że twórcy tak bardzo chcieli iść w stronę budowania klasycznej fabuły, konfliktów, zwrotów akcji, szukania psychologicznej wiarygodności, której ostatecznie nie znaleźli. W tym filmie bowiem znacznie lepsze jest coś innego – bezpretensjonalność krótkich chwil, które łączą bohaterów, świetne piosenki, wokal Święs, uroczy uśmiech Włosoka, jakieś źdźbło autentyczności między nimi. Wydaje się, że wystarczyłoby, gdyby całość miała strukturę albumu z tytułowymi piosenkami o miłości, a cała ich historia została wzięta w stylistyczny nawias. Wtedy dałoby się przełknąć ten brak wiarygodności i rozkoszować energią między bohaterami i ich piosenek.

Ocena: 5/10