Recenzja – „Enys Men”

Faworyt nowohoryzontowej publiczności powrócił ze swoim najnowszym projektem. Ponownie, tak samo jak w „Przynęcie”, wykorzystał estetykę lo-fi, ale tym razem do zupełnie innych celów. Nie ma tu nic z realizmu społecznego, jest za to kobieta pogrążająca się w szaleństwie i budząca się do życia bezludna wyspa.

Trudno nie dostrzec podobieństw do niedawnego filmu Roberta Eggersa – „The Lighthouse”. Samotna wyspa, szum uderzających o skalisty brzeg fal, wydzierające się mewy, niewyraźne zgłoszenia przez stare radio. Tym razem nie mamy pojedynku starego z młodym, a kobietę w średnim wieku, która siłuje się sama z sobą i przeszłością wyspy. Wszystko jednak zmierza w podobnym kierunku – niepokojącego popadania w obłęd, w którym wiele do powiedzenia mają miejscowe duchy.

Jenkin tworzy symfonie rytmicznych obrazów i dźwięków. Wetknięcie termometru w ziemię, rzut kamienia do szybu górniczego, buty na ostrych głazach, szum odbiornika i zapis w dzienniku. Reżyser przyporządkowuje obrazom dźwięki, które są równie ważne, co warstwa wizualna. Wprowadza w ten filmowy świat poprzez rytmikę, powtórzenia, które w pewnym momencie zaczynają się rozjeżdżać i zapętlać. Rzeczywistość okazuje się chwiejna i jednocześnie chłonna. Ma w sobie przeszłość, którą jak gąbka nasiąknęła jednocześnie wyspa i samotna kobieta.

Pamięć wyspy składa się z niewielu elementów: wydobywających węgiel górników, lokalnego pastora, sióstr zakonnych biegnących na pomoc, rozbity statek. Te elementy wibrują, powtarzają się, nakładają się na siebie, stają się niepokojącymi duchami, które nawiedzają wyspę, świadomość kobiety, a może po prostu celuloidową taśmę. Jakby wyspa/kobieta/taśma były palimpsestami, na którym zapisują się kolejne, nawiedzające innych tragedie.

Medium, przez które te duchy mówią jest jedyna żywa istota na wyspie, czyli kobieta, której zadaniem jest doglądanie rzadkich kwiatów. Duchy rywalizuja o uwagę również ze świadomością kobiety, na która składa się również jej traumatyczna przeszłość, korespondująca z miejscowymi dramatami. Staje się integralną częścią przestrzeni, porasta porostami jak obserwowane kwiaty. Obserwujący zamienia się w przedmiot obserwacji.

Forma retro uwielbiana przez Jenkina ma tu jasne zastosowanie. Akcja filmu rozgrywa się w latach 70., a do rzeczywistości opowieści wkracza niczym burzliwy wiatr jeszcze odleglejsza przeszłość. Estetyka vintage staje się zasadą mimesis, która jednak daleka jest od realizmu, a znacznie bliższa oniryzmowi, stającym się medium obłędu.

Ocena: 7/10