Ciężko jest być nastolatką. Szczególnie trudno radzić sobie z wchodzeniem w dorosłość w szalonych latach 70., gdy twoja matka całymi dniami imprezuje, a jej nowy facet nie jest obojętny na twoje wdzięki. Marielle Heller to nowe, gorące nazwisko w amerykańskim kinie. Jej „Wyznania nastolatki” zdradziły jej wielki talent. Swoim debiutem udowodniła, że posiada szczególnie cenioną przez Hollywood umiejętność opowiadania w przystępny i zajmujący sposób o kwestiach uniwersalnych i zasadniczych. „Wyznania nastolatki” to przyjemnych psychodeliczny trip, który kończy się wyjątkowo gorzkim przebudzeniem.
„Dzisiaj uprawiałam seks” – tym wyznaniem piętnastoletniej Minnie rozpoczyna się film. Nastolatka oprowadza nas po intymnym świecie uczuć, emocji i budzącej się seksualności. Doświadcza wchodzenia w dorosłość poprzez cielesność. Obiektem jej pożądania i uczuć stała się jednak niewłaściwa osoba – partner jej matki. To stało się przypadkiem. Osobą, która wprowadzi dziewczynę w świat erotycznych przyjemności, mógłby być ktokolwiek inny. Niemniej, Monroe nie oparł się jej uwodzicielskim prośbom, inaugurując ich seksualną relację i zasiewając nierozpoznane jeszcze uczucie w sercu Minnie.
Historię romansu śledzimy z perspektywy dziewczyny, która nagrywa swoje przemyślenia na kasety magnetofonowe. Wchodzimy do jej głowy, serca i podbrzusza. Dzieli się swoimi rozterkami i uczuciami. Przyjęty przez Heller punkt widzenia jest kluczowy. Reżyserka przekonująco odmalowała emocjonalne zagubienie i zwyczajną naiwność niedoświadczonej nastolatki, która smakuje dorosłości. Ta perspektywa spowodowała, że liczne seksualne eskapady i zakazany związek jawią się niewinnie. Wynikają z zauroczenia i erotycznej żądzy nastoletniego ciała. „Wyznania nastolatki” wypełniają muzyka z epoki i liczne komiksowe rysunki i animacje. Minnie jest zauroczona niezależną autorką powieści graficznych i sama świetnie rysuje. Liczy na karierę artystki. Wydaje jej się, że wie, czego chce – ciała Monroe i seksualnego zaspokojenia. Wszystko jest proste i skomplikowane zarazem, gdy tylko obrany plan zaczyna się walić. To uczuciowe rozchwianie – prowadzące od euforii do rozpaczy – udziela się widzom. Przyjęta perspektywa nastolatki jest na tyle przekonująca, że łatwo można się z nią utożsamić, współdzielić wątpliwości i pragnienia bohaterki.
Młodość zaraża. Jest atrakcyjna, kolorowa, pełna nowych doświadczeń i możliwości. Beztroska i beznadziejna zarazem. Pełna sprzeczności i niezachwianych przekonań. Głupia i pełna wdzięku. Reżyserce zależy, byśmy się nią zauroczyli. Pomaga w tym przyjęta przez Heller estetyka pełna barw, muzyki i wulgarnych, komiksowych rysunków. Twórczyni celowo wodzi nas na pokuszenie. Każe utożsamić się z bohaterką, byśmy zbyt łatwo jej nie osądzili. Inaczej reakcją na historię niedorzecznego romansu piętnastolatki z trzydziestokilkuletnim mężczyzną byłoby wzruszenie ramion albo pogardliwe słowo. Heller na to nie pozwala. Nęci tym, co dzieje się w głowie Minnie. Zabiera w upojoną młodością podróż tylko po to, by poczuć gorycz przebudzenia, które zwie się dorosłością. Wyjście z czasu dzieciństwa wiąże się u Heller z doświadczeniem, które przychodzi wraz z zawodem i rozczarowaniem. Dojrzewanie boli, ale jest jak szczepionka, która nas uodparnia na zgryzoty życia.
„Wyznania nastolatki” można czytać również jako metaforę i krytyczny komentarz demitologizujący kolorowe lata 70. Historię zakazanego romansu da się potraktować jako alegorię samego procesu dojrzewania – okresu w życiu każdego człowieka zawieszonego pomiędzy Myszką Mickey i pierwszym seksem, komiksami i buchem marihuany. Nietypowe losy bohaterki są jedynie wyolbrzymionym przykładem tego, co dzieje się z głowami, sercami i ciałami, gdy ma się piętnaście lat. Jak to bywa z uogólnieniami, nie pasują do żadnego rzeczywistego przypadku. Są wykoślawione i przerysowane, ale w tym tkwi też ich siła. Heller nie zależy na realizmie, raczej na oddaniu emocjonalnego zagmatwania i poczucia wewnętrznej samotności – a to udaje jej się znakomicie.
Nie bez znaczenia jest czas i miejsce akcji. Połowa lat 70. – San Francisco. To szczególny okres dla amerykańskiej kultury. To wtedy budowały się podwaliny pod współczesną kulturę popularną. Chętnie oddaje się je jako czas hippisowskiego pokoju i miłości – epokę wiecznych imprez i beztroski. Cała otaczająca Minnie rzeczywistość wydaje się być niedojrzała, nieustannie czekająca na spełnienie. Heller, podobnie jak z okresem wchodzenia w dorosłość, rozprawia się z mitem kontrkultury. Mrzonki o komunach i wolnej miłości brzmią jak wynurzenia napalonego nastolatka, który dopiero poczuje czym jest przywiązanie i miłość. Ten krytyczny wydźwięk „Wyznań nastolatki” jest ledwie zarysowany i nie ma nic wspólnego z konserwatywnym moralizatorstwem. Film przeładowany jest raczej feministyczną, wyzwolicielską energią, która powinna udzielić się wszystkim bez względu na płeć. Dojrzałość wiąże się z umiejętności porzuceniem rzeczy, które nas nieświadomie zniewalają. Obdarza darem rozczarowującego przebudzenia, które przynosi błogosławione zrozumienie. Uczy panować nad ciałem, sercem i głową. Nie bez powodu przez cały film przewija się sprawa Patty Hearst – modelowego przykładu ofiary syndromu sztokholmskiego.
Heller unika dawania rad, nie piętnuje, ani nie poucza. Nie mówi, co dla jej bohaterki jest dobre, a która droga doprowadzi ją donikąd. Lubi zagubioną Minnie, która sprawia wrażenie osoby, która wie czego chce. To tylko złudzenia – złudzenia, które dla własnego dobra należy porzucić. Ciężko jest być nastolatką, ale jeszcze trudniej dorosłym.
Komentarze (0)