Premiera tygodnia – „Spider-Man: Homecoming”: Super teen movie

„Spider-Man: Homecoming” to już kolejna w przeciągu kilkunastu lat próba zresetowania serii o Człowieku-Pająku i wszystko na to wskazuje, że zdecydowanie najbardziej udana. Jonowi Wattsowi udało się wyjątkowo wiarygodnie wydobyć z tego superbohatera jego nastoletnią duszę, świetnie korespondującą z młodzieńczą werwą ostatnich marvelowych przebojów. Właśnie luz, humor i klimat teen movies jest tym, co świadczy o wyjątkowości rebootu przygód Spider-Mana.

Angażując nowego aktora do wcielenia się w rolę Petera Parkera na szczęście włodarze Marvel Studios nie zdecydowali się na całkowite zresetowanie filmów o Człowieku-Pająku. „Spider-Man: Homecoming” nie jest kolejnym origin story, ponownie wyjaśniającym, skąd przeciętny nastolatek wziął tak potężne super moce. Producenci wyszli z założenia, że ich odbiorcy są na tyle dobrze zaznajomieni z popkulturą, iż tłumaczenie podstaw jest całkowicie zbędne. Dlatego od razu przechodzą do tego, co najciekawsze, czyli pojedynkowania się nastoletniego superbohatera z przeciwnikiem, a także, jak się okazuje, z własnymi wygórowanymi ambicjami i nie do końca oswojonymi umiejętnościami.

Wydarzenia z „Homecoming” są świetnie zsynchronizowane z tym, co „obecnie” dzieje się w uniwersum Marvela, a przede wszystkim w świecie bronionym przez grupę Avengersów. W świetnie pomyślanej sekwencji możemy ponownie, lecz z całkiem innej perspektywy, zobaczyć wydarzenia z „Kapitana Ameryki: Wojny bohaterów”, w której brał udział Spider-Man. Grupa superbohaterów jest również nieustającym punktem odniesienia dla Parkera, niedoścignionym wzorem i kompanią, do której chciały dołączyć. Co jak co, ale Marvel potrafi rozbudowywać stworzony przez siebie świat i obudowywać go nowymi kontekstami, by każdym kolejnym filmem zwiększać jego świetność.

Jednak to nie marvelowskie uniwersum gra w tej opowieści pierwsze skrzypce. To nie Kapitan Ameryka, czy nawet opiekun Parkera, czyli Iron Man, są tu najważniejsi. Na swoich młodzieńczych barkach cały film dźwiga Spider-Man, choć właściwie Tom Holland. To właśnie ten młody aktor niesie tę opowieść i znakomicie realizuje założenia, by restart serii nabrał wyjątkowo luzackiego, nastoletniego klimatu. Największą siłą „Homecoming” jest właśnie złożoność postaci Parkera oraz jego antagonisty, czyli Vulture’a, w którego wcielił się równie świetny Michael Keaton. Spider-Man w wykonaniu Hollanda to przeciętny nastolatek, starający się łączyć szkolne życie z ambicjami dołączenia do Avengersów. Jego próby ratowania świata, a przynajmniej najbliższej okolicy, są wyjątkowo nieporadne – daleko im do doskonałości działań Kapitana Ameryki, Iron Mana czy Thora. Podczas skakania po pobliskich wieżowcach, nierzadko zdarzy mu się efektownie wyrżnąć w dach budynku, a zamiast pomóc – zaszkodzić.

Peter to dobry chłopak, który wie, że jego super moce mogłyby przydać się światu, ale nie potrafi jeszcze korzystać z nich w pełni – więcej w nim chęci, niż umiejętności, co jest dla twórców oczywiście niewyczerpanym źródłem komizmu. Ponadto, scenarzyści zaopatrzyli Parkera w rozterki typowo nastoletnie – czyli licealną miłość, nierozgarniętego kumpla i nieustanne zabieganie o pozycję w grupie rówieśniczej. Nacisk, jaki twórcy położyli właśnie na ten wymiar opowieści, spowodował, że „Homecoming” zamienia się dość szybko w klasyczny teen movie, w którym od czasu do czasu Parker musi odbyć niezwykle efektowny pojedynek ze złoczyńcą.

Równie intrygujący i pełny tajemnic jest Vulture – jeden z najciekawszych czarnych charakterów w stajni Marvela. Dzisiaj w popkulturze jest już coraz mniej miejsca na pojedynki bohaterów o śnieżnobiałych sercach z prawdziwymi łajdakami. Współczesne kino operuje postaciami znacznie bardziej zniuansowanymi i mniej jednoznacznymi. Tak samo jest z Vulturem, z którym momentami naprawdę można współodczuwać, a przynajmniej rozumieć jego intencje, a przede wszystkim uczucia. Vulture jest przykładnym szefem ekipy, która wygrała przetarg na usunięcie pobojowiska po walkach Avengersów z Ultronem. Zostaje jednak pozbawiony intratnego zlecenia, bo to zadanie przejęła jedna z firm Tony’ego Starka. Rozwścieczony tą niesprawiedliwością, znajduje inny sposób na utrzymanie rodziny.

Przyzwyczailiśmy się już, że Marvel raczej nie przynudza niepotrzebną powagą i patosem. Jednak w rzeczywistości rządzonej przez Avengersów jeszcze są przestrzenie, w które można byłoby wlać nieco więcej humoru – i to jest właśnie szansa dla Spider-Man na zaistnienie w tym uniwersum. Jego głównym i najważniejszym zadaniem jest rozśmieszanie publiki. Dokonuje tego przede wszystkim poprzez swoją nieporadność, młodzieńczy entuzjazm, szczerość, ale także dystans do siebie i całego świata Marvela.

Na tym prawie idealnym obrazku pojawiły się jednak dwie rysy – a raczej małe ryski. Po pierwsze, film cierpi na pewne wady dramaturgiczne. Pojawiają się przydługie sekwencje, które do niczego nie prowadzą. Trudno wyczuć klasyczną strukturę, która gdzieś niknie pod wpływem kolejnych żartów i rozterek nastolatka. Momentami chciałoby się, żeby wszystko szło dobrze znanymi, narracyjnymi koleinami. Po drugie, problem stanowi też główny zwrot akcji, który jest tyleż efektowny, co nieprzekonujący – zwyczajnie zbyt doskonale wkomponowany w opowieść, by można było w niego bez problemu uwierzyć.

„Spider-Man: Homecoming” nie zrewolucjonizuje kina superbohaterskiego tak, jak swego czasu zrobiły to „Deadpool”, „Strażnicy Galaktyki” czy ostatnio „Logan: Wolverine”. Jest natomiast dowodem na to, że włodarze Marvel Studios zdali sobie sprawę, iż ich największą siłą jest luz i humor. Człowiek-Pająk ma być najprawdopodobniej elementem, który nada dodatkowej lekkości Avengersom – wydaje się, że zbliżający się wielkimi krokami kolejny solowy film o Thorze („Thor: Ragnarok”) tylko tę tendencję potwierdzi. Wszystko więc wskazuje na to, że Marvel idzie w skrajności – na jednym końcu znajdują się filmy nastoletnie, kolorowe i komediowe, a na drugim tytuły pokroju „Logana”, czyli dzieła rewizjonistyczne, przeznaczone dla nieco starszej widowni, oczekującej rozrywki poważniejszej i nieco ambitniejszej. Taki podział wydaje się całkiem rozsądny i satysfakcjonujący nie tylko dla głównego księgowego Marvel Studios.

Ocena: 7/10

Film obejrzałem w Cinema City, tutaj możecie zarezerwować swój seans.