Premiera tygodnia – „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”: Bohaterowie do rewizji

Przeciwstawianie sobie superbohaterów to najwyraźniej nowa moda w Hollywood. Po „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” wyprodukowanym przez DC Comics starli się bohaterowie ze stajni Marvela, czyli Kapitan Ameryka i Iron Man, angażując dodatkowo prawie wszystkich Avengersów. Okazuje się, że oba studia miały nawet podobny pomysł na skłócenie swoich potężnych postaci. Kino superbohaterskie weszło w fazę rewizjonizmu. Bohaterowie zostali zmuszeni do uporania się z własnymi demonami, co wcale nie oznacza, że hollywoodzkim twórcom zabrakło pomysłów na nowe fabuły – przynajmniej w przypadku Marvela i braci Russo.

„Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” jest niezwykłym filmem na tle poprzednich dzieł spod znaku kina superbohaterskiego. Rezygnuje ze znanego schematu, odrzuca proste podziały na prawych i niegodziwych. Gdy po dwóch stronach konfliktu stają dobrze znani bohaterowie, którzy do tej pory razem walczyli o dobro, nie może być mowy o łatwym do naszkicowania konflikcie moralnym. Choć pojawia się postać czarnego charakteru, będąca spiritus movens akcji filmu, to jest ona jedynie symbolem konfliktu zaistniałego wewnątrz grupy Avengers – konfliktu, dodajmy, natury politycznej.

Rządowe agencje dochodzą do wniosku, że samowolne misje superbohaterów przynosiły do tej pory zbyt wiele postronnych ofiar. Przysłowiową „kropką nad i” była ostatnia akcja w Afryce, podczas której zginęli kolejni cywile. Kapitan Ameryka, Iron Man, Czarna Wdowa czy Falcon muszą zmierzyć się z gryzącymi ich wyrzutami sumienia oraz nabrzmiewającą bańką medialną i polityczną. Podobnie jak było w przypadku „Batman v Superman”, społeczeństwo zaczęło domagać się kontroli nad zgrają „ludzkich bomb atomowych”. ONZ przygotowuje rezolucję, która miałaby regulować poczynania supergrupy. Zagrożona zostaje ich wolność i suwerenność. Gdy pod znakiem zapytania stają tak ważne dla Amerykanów wartości, wiadomo, po stronie jakich cnót stanie ich naczelny reprezentant – Kapitan Ameryka.

Geneza tej postaci sięga czasów drugiej wojny światowej i zawsze była ona uosobieniem amerykańskich wartości i militarnej potęgi kraju. Miała do odegrania ważna rolę również w czasie zimnej wojny. Jej paliwem za każdym razem były wielkie polityczne konflikty – jeden z takich odżył w najnowszym filmie braci Russo. Konflikt, który poróżnił Avengersów, wynikł z różnic w posiadanych wartościach: po jednej stronie znalazły się wolność, niezależność i samostanowienie, po drugiej natomiast bezpieczeństwo, społeczna kontrola i regulacja. Jednostka przeciwko grupie, liberalizm przeciwko wspólnotowości. Prawica kontra lewica. We współczesnym, demokratycznym świecie, w którym nie ma żadnego politycznego „wroga numer jeden”, tego typu konflikt nie wybrzmiewa już jak cywilizacyjne starcie, czy wojna dobra ze złem – w politykę nie jest zamieszana etyka. Choć bracia Russo jednoznacznie stają po jednej ze stron – nie bez przyczyny tytułowym bohaterem jest tu Kapitan Ameryka – to wcale nie dyskredytują przeciwstawnych wartości. Nie ma tu prawych i niegodziwych, są jedynie odmienne sposoby patrzenia na rzeczywistość, odrębne okoliczności, uczucia, interesy i podobnie szlachetne cele. To moralne rozchwianie i niejednoznaczność oraz polityczny nerw jest największym novum, które przynosi „Wojna bohaterów”, a zarazem jej największa wartość.

Film można podzielić na dwie części: skoncentrowaną na rozważaniach politycznych i kumulującą w sobie główną akcję. Pierwsza rozważa wspomniane kwestie konfliktu wartości. Avengersi muszą zmierzyć się z opinią publiczną i wziąć udział w politycznych rozgrywkach na najwyższych szczeblach – dostarcza ona kontekstu i powodów, by reprezentujący inne cnoty bohaterowie mogli się skonfrontować. Druga część filmu dotyczy ich pojedynku. Pierwsza część odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły nas filmy o Avengersach. Choć nie obywa się bez kilku scen walk, jest ich znacznie mniej niż zazwyczaj. Zostało to zrekompensowane w drugiej części – znacznie bardziej spektakularnej, a przy tym zabawniejszej i lżejszej. Najlepiej bawić się będą najwięksi fani marvelowskich bohaterów, gdyż czeka na nich kilka nowych twarzy i niespodzianek. Do grona Avengersów dołączają kolejni bohaterowie – znany już z solowego filmu Ant-Man, ale również Black Panther i Spider-Man. Niezwykłą gratkę stanowi sposób ich wprowadzenia i przedstawienia – miłośnicy serii nie powinni czuć się zawiedzeni, szczególnie nowym Spider-Manem, który stał się głównym źródłem humoru. Wydaje się, że włodarze Marvela mają na niego swój autorski i rzeczywiście świeży pomysł – sceptycy, którzy krzywili się na kolejny reboot przygód o człowieku-pająku powinni czuć się uspokojeni. Choć nie ma go na ekranie zbyt wiele, potrafił zaintrygować na tyle, by chętnie do niego powrócić w nadciągającym filmie „Spider-Man: Homecoming”. Równie ciekawie, choć odmiennie – poważniej i mroczniej – wypadł Black Panther. Już raczej wiadomo, czego spodziewać się po zapowiadanych filmach dedykowanych tym dwóm bohaterom.

Jak wspomniałem na początku, „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” to film rewizjonistyczny. Zarówno w odniesieniu do moralności bohaterów, jak i do sposobu opowiadania o nich. Już „Deadpool” obnażył słabości kina superbohaterskiego i wyśmiał konwencję filmów spod znaku Marvela. Najwyraźniej nie ma już powrotu do nieco naiwnego, beztroskiego kina familijnego, w którym dzielni Avengersi bronią jasno określonego porządku, a świat jest czarno-biały. O ile „Deadpool” był kinem gimbazjalnym, tak nowy „Kapitan Ameryka” wprowadza swoją widownię do świata dorosłych – w którym nie ma łatwych odpowiedzi, a moralność nie sprowadza się do walki dobrych ze złymi. Dzięki temu twórcom udało się przełamać ograne fabularne schematy i na nowo rozpalić ciekawość widowni. Okazuje się, że hollywoodzcy scenarzyści wcale nie cierpią na brak nowych pomysłów. Chyba największym sukcesem braci Russo jest to, że udało im się zaaplikować te wszystkie nowinki realizując film, który nadal daje świetną rozrywkę i niewymownie bawi. Niektóre rzeczy są niezmienne – spektakularna akcja, humor, żarty przeznaczone jedynie dla najbardziej wtajemniczonych fanów. Prawdziwym wyzwaniem jest takie ich skomponowanie, by wyszło z nich coś nowego. Tym razem się udało.