Premiera tygodnia – „Joker”: Zabójczy żart

Wiele się mówi o podobieństwach „Jokera” do „Taksówkarza”, o nawiązaniach do „Króla komedii”. Do tych skojarzeń dodałbym „Parasite”, które operuje podobną energią, buzuje tymi samymi emocjami i również jest dziełem-metaforą stworzoną ku przestrodze. Oba filmy, choć wykorzystują tropy gatunkowe, opierają swoją strukturę przede wszystkim na politycznie rozumianej walce klas społecznych. Wygląda więc na to, że dwóch tegorocznych zdobywców nagród na najważniejszych festiwalach filmowych każą nam zastanowić się nad naturą stosunków społecznych i ostrzegają przed wzbierającą falą niezadowolenia. A do tego w pewnym stopniu sympatyzują z tą nową rebelią.

Todd Phillips łączy w „Jokerze” poziom społeczno-polityczny z psychologicznym, osobistym, wręcz intymnym. Pokazuje, jak publiczne wypowiedzi polityków przekładają się na życie jednostek, w jaki sposób ulice zamieniają się w wiece, a niezadowolenie rodzi bunt. „Joker” jest jednocześnie studium choroby psychicznej – depresji, schizofrenii – i filmem politycznym. Postać tytułowego bohatera okazała się znakomitym nośnikiem, by połączyć prywatne z publicznym, zarówno dotknąć problemu paranoi chorego, jak i chorej paranoi współczesnego życia społecznego.

Film ma niewiele z komiksu, a jeszcze mniej z kina superbohaterskiego. Jest mrocznym, klaustrofobicznym, paranoicznym dramatem psychologiczno-społecznym, który dziwnym trafem rozgrywa się w realiach uniwersum DC Comics. Tytułowa postać nie ma w sobie niczego z komiksowego przerysowania – jest człowiekiem z krwi i kości, z rozbudowaną charakterystyką życia psychicznego, emocjonalnego i intelektualnego. Bez problemu jesteśmy w stanie go zrozumieć, sympatyzować z nim, nawet kibicować, choć ani przez moment film nie przekracza granicy etycznej, o co go ponoć oskarżano. Nie reklamuje przemocy, nie nawołuje do zamieszek, nie można go nawet posądzić o aktywizm – jest raczej ostrzeżeniem wymierzonym w butnych reprezentantów establishmentu, nieliczącego się ze zwykłymi obywatelami. Pokazuje, co się dzieje, gdy przemoc polityków względem określonych grup społecznych nagle zmienia wektor.

Zlanie się publicznego i prywatnego oraz granie złożonymi emocjami było możliwe dzięki niezwykle precyzyjnemu scenariuszowi. Opowiadana historia składa się z kilku warstw, które w pewnym momencie idealnie się ze sobą splatają, wiążąc wiele wątków w jedną paranoiczną, niepokojącą całość. Bohaterem filmu jest Arthur Fleck, który dopiero pod koniec filmu poprosi, by nazywano go Jokerem. Wcześniej doświadczy pasma upokorzeń, porażek i zawodów. Cierpi jako człowiek słaby psychicznie, jako ofiara przemocy, jako opuszczony syn, jako skrzywdzone dziecko, jako reprezentant uciśnionej klasy społecznej. Każdy odnajdzie w nim cząstkę siebie, bo każdy z jakiegoś powodu cierpi. Jest symbolem wszystkich tych, którzy odczuwają ból z powodu niesprawiedliwości, brutalności, fałszu i zwykłego draństwa. Ale w tym rynsztoku beznadziei, wbrew wszystkiemu, Fleck wciąż żywi w sobie nadzieję – chce zostać komikiem. Jego idolem jest Murray Franklin – telewizyjny dowcipniś, który niespodziewanie wyławia Arthura podczas jednego z jego występów i zaprasza do studia.

Gdy Arthur pojawi się w programie jego serce będzie przepełnione skrajnymi i niezwykle złożonymi emocjami – od podziwu, przez fascynację, po zwątpienie, zawód a nawet nienawiść – które wiele powiedzą o nim samym, ale być może jeszcze więcej o współczesności, produkującej psychopatów. Bo choć nie doszukiwałbym się w żadnej z postaci jasnego odwołania do konkretnych polityków, to nad całością unosi się duch niepokojów dzisiejszych czasów. Nie bez powodu znajdziemy w nim grupy najmniej uprzywilejowanych, niezadowolonych, poniżanych, maltretowanych, które zostają skonfrontowane z oderwanymi od rzeczywistości politykami, czyniącymi z mas kozły ofiarne. Jest w tym odrobina anarchii, chaosu, umiłowania dla rewolucji, ale takiej, która ma grzmieć na alarm i błagać o opamiętanie.

Doskonałym dopełnieniem znakomitego scenariusza jest – oczywiście – wybitna gra Joaquina Phoenixa, który wspiął się tą rolą na najwyższe szczyty aktorstwa. Ten film jest w całości – mimo niezaprzeczalnych innych walorów – oparty na jego kreacji. Dawno nie widziałem tak znaczeniotwórczej roli, wynoszącej poziom filmu o wiele pięter Każda mina, skurcz mięśni, uśmiech przechodzący w rozpacz, obłędny wzrok przerywany szalonym chichotem niosą ogromny ładunek sensów, opowiadają historię człowieka pokiereszowanego, znajdującego się na dnie rozpaczy, ale w dziwny sposób unoszącego się na fali niezrozumiałej nadziei.

Joker Phoenixa może stać się współczesnym symbolem człowieka niebezpiecznego, bo wyprodukowanego z niepowodzeń i upokorzeń, dla którego jedyną szansą na zmartwychwstanie jest odwrócenie kierunku potoku przemocy. Ten Joker jest zarazem oskarżeniem, jak i ostrzeżeniem – jeśli go nie wysłuchamy, jak inni bohaterowie filmu, świat już za moment może stanąć w ogniu.

Phillips znakomicie pogodził ze sobą wymogi komiksowej wyobraźni z efektowną wizualną szarugą i emocjonalno-społecznym realizmem. Znalazło się w filmie miejsce dla wszystkich kluczowych postaci – z Brucem Waynem, jego rodzicami i Alfredem na czele – które zostały poddane znaczącej i bardzo płodnej reinterpretacji. Film również wygląda znakomicie, dzięki konsekwentnie utrzymanej zielono-zgniłej kolorystyce i zasypanej śmieciami scenografii, która dodatkowo kreuje obraz nieprzyjaznego, zdehumanizowanego miasta-molocha. Wyobraźnia wzięta z uniwersum komiksów i turpistyczno estetyzowany obraz okazały się znakomicie współgrać z konwencją realizmu. Każda reakcja i decyzja bohatera są logiczne i mieszczą się w ramach wykreowanej racjonalności, podpieranej emocjami i spójną wizją świata.

„Joker” jest filmem wybitnym, choć momentami osuwa się w niepotrzebną dosadność i łopatologię. Gdzieniegdzie cierpi na braki w subtelności i nadmierną skłonność do metaforyzowania. Ale w ostatecznym rozrachunku to nie ma znaczenia, bo Phillipsowi udało się jednocześnie uchwycić współczesność i nakręcić film o uniwersalnym borykaniu się z przeciwnościami losu. Jest tu miejsce na realizację świata znanego z komiku i wykorzystanie popularnej postaci do wykreowania na jej podstawie symbolu jednostki ciemiężonej. Na doskonałość „Jokera” składa się umiejętność bezszwowego połączenia realizmu i komiksu, polityki i intymności, psychologizmu i wrażliwości społecznej. Głębi tego filmu, jak i tytułowej postaci, nie jesteśmy w stanie przeniknąć – jak i znaczenia puenty zabójczego żartu Jokera.

Ocena: 8/10

Film obejrzałem w Cinema City, tutaj możecie zarezerwować swój seans.