Oscary 2016: analiza, przewidywania, typy

Dla jednych święto kina i probierz wartości, dla innych festiwal próżności i koniunkturalizmu. Tak czy inaczej, Oscary co roku są niezwykle istotnym wydarzeniem dla filmowej branży, budującym kariery i marketingowe strategie. Złote statuetki kreują gwiazdy, unieśmiertelniają reżyserów i ich dzieła. Nawet gdy się ich nie lubi, nie można zaprzeczyć, że to jedna z najbardziej prestiżowych nagród w świecie filmu. W najbliższą niedzielę, a raczej w poniedziałek nad ranem, dowiemy się, kto wpisze się do historii Oscarów, wejdzie do grona hollywoodzkich gwiazd, bądź umocni swoją pozycję w branży. Poniżej moja analiza, przewidywania i osobiste typy w najważniejszych kategoriach. Kto wygra, a kto powinien?

 

Scenariusz oryginalny

Zacznę od dwóch kategorii poświęconych scenariuszom. Pierwsza z nich – grupująca twórców oryginalnych historii – nie imponuje obsadą, w przeciwieństwie do drugiej. Nie może imponować, gdy wśród nominowanych znalazły się scenariusze takich przeciętnych filmów jak „Most szpiegów” i „Straight Outta Compton”. Pierwszy z nich napisali m. in. bracia Coen, niestety brakuje w nim charakterystycznego dla duetu humoru i znanej z ich filmów przewrotności. Wydaje się, że najlepsze scenariusze zostawiają dla siebie. W przypadku filmu F. Gary Graya scenariusz wydaje się być najsłabszym elementem całości – porusza zbyt wiele wątków, jakby nie wiedział wokół jakiego tematu zbudować fabułę. Na szczęście w tej kategorii znaleźli się również poważni kandydaci. Obok niezależnej i minimalistycznej „Ex Machiny” znalazły się scenariusze do „Spotlight” i „W głowie się nie mieści”. Precyzja i zrównoważenie historii opowiedzianej przez Toma McCarthy’ego powinny przynieść mu statuetkę, choć osobiście przyznałbym ją Pete’owi Docterowi, Meg LeFauve i Joshowi Cooleyowi za scenariusz do znakomitej animacji – za oryginalność, humor, pomysłowość i inteligencję.

Wygra: Spotlight

Powinien: W głowie się nie mieści

Spotlight

Scenariusz adaptowany

W tej kategorii mamy natomiast klęskę urodzaju. Małą sensacją był brak nominacji dla Aarona Sorkina, który zdążył wcześniej dostać Złotego Globa za „Jobsa”. Mimo jego nieobecności wciąż jest niezwykle tłoczno w kolejce po Oscara. „Brooklyn” wyróżnia się gatunkową spójnością i lekkością, „Pokój” zaskakuje przyjętą perspektywą, „Marsjanin” napięciem i potoczystością narracji, „Carol” emocjonalnym natężeniem, a „Big Short” humorem i przystępnym opracowaniem trudnego tematu. Najprawdopodobniej właśnie za umiejętność przystępnego opowiadania o finansowych przekrętach zostaną docenieni twórcy scenariusza do „Big Short”. Moim faworytem w tej kategorii jest natomiast „Carol” – precyzyjny, choć subtelny scenariusz, opowiadający niezwykle emocjonalną historię bez patosu i czułostkowości.

Wygra: Big Short

Powinien: Carol

Big-Short

Piosenka

Kolejna kategoria wyjątkowo słabo obsadzona. Trudno wręcz wskazać na jednoznacznego faworyta, czy piosenkę, która choćby wybijałaby się na tle nominowanych. Chodzą słuchy, że Oscara może zgarnąć The Weeknd za piosenkę „Earned it” do „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Naprawdę chcielibyście żyć w świecie, w którym ten film będzie posiadać złotą statuetkę, choćby w takiej kategorii? Ja, nie. Tym bardziej, że snuj od The Weeknd nie posiada żadnego wyrazu i tydzień po gali nikt o nim nie będzie pamiętać. Osobiście uważam, że to najsłabszy kawałek z wszystkich nominowanych. Gorszy nawet od piosenki Smitha do „Spectre”. Gdyby ode mnie zależało, kto dostanie statuetkę, to stawiałbym na „Simple song #3” z „Młodości” – za wagę utworu dla fabuły i znakomite wykonanie Sumi Jo.

Wygra: „Earned it” z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”

Powinna: „Simple song #3” z „Młodości”

50-twarzy-Graya

Muzyka

W tej kategorii dojdzie do starcia gigantów: Ennio Morricone i Johna Williamsa, które powinno rozstrzygnąć spór o statuetkę. Niemniej, poza ścieżkami dźwiękowymi do „Nienawistnej ósemki” i nowych „Gwiezdnych wojen” na uwagę zasługują w równym stopniu te z „Sicario” i „Carol”. Jóhann Jóhannsson połączył w muzyce do pierwszego z nich niestandardowo wykorzystane smyczki z ambientową elektroniką, Carter Burwell znakomicie podbijał emocjonalne tony opowieści i symulował klimat lat 50. Żałuję szczególnie Jóhannssona, który wydaje się być zbyt awangardowy dla Akademii, choć wcale się nie obrażę, jeżeli wygra faworyzowany Morricone. O tym dlaczego będzie to dobry wybór, pisałem już w swojej recenzji „Nienawistnej ósemki”.

Wygra: Nienawistna ósemka

Powinna: Nienawistna ósemka

Nienawistna-ósemka

Film nieanglojęzyczny

W tej kategorii sprawa jest raczej jasna. Zdecydowanym faworytem, co ogromnie mnie cieszy, jest „Syn Szawła”. Holocaustowa tematyka, artystyczna doskonałość i oryginalność są gwarantem sukcesu na oscarowej gali, o czym w zeszłym roku przekonali się twórcy „Idy”. Poza filmem z Węgier wysoko stoją notowania „Mustanga”, podejmującego istotny, polityczny i kulturowy problem. Nie wierzę jednak, by ta francusko-turecka koprodukcja mogła zagrozić „Synowi Szawła”.

Wygra: Syn Szawła

Powinien: Syn Szawła

Syn-Szawła

Pełnometrażowy film dokumentalny

Tym razem kategoria, w której trudno wytypować pewniaka. O wygraną walczą trzy tytuły: „Amy”, „The Look of Silence” i „Cartel Land”. Gdyby statuetka trafiła do kogoś spoza tej trójki, należałoby nazwać to niemałą niespodzianką. Trudno ze sobą porównywać te filmy – pierwszy to popularny film o muzycznej gwieździe, drugi to drastyczny dokument kontynuujący opowieść Joshuy Oppenheimera o zbrodniczym reżimie z Indonezji, trzeci opowiada o kartelu narkotykowym z Meksyku. Trzy różne tematy i trzy odmienne sposoby opowiadania. Ta różnorodność udowadnia, jak bogaty jest współczesny dokument. Wygra najprawdopodobniej najbardziej znany z nich, czyli „Amy”, który balansuje na granicy etyki i dobrego smaku, ale imponuje wykorzystywanymi materiałami i sprawnością ich wykorzystania.

Wygra: Amy

Powinien: The Look of Silence

Amy

Pełnometrażowy film animowany

Znakomicie obsadzona kategoria, choć ze zdecydowanym faworytem. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby „W głowie się nie mieści” nie dostało statuetki. Niemniej poziomem artystycznym wcale nie odstają od niej „Anomalisa” i „Chłopiec i świat”. Żałuję, że te dwie animacje muszą przepaść w pojedynku z dziełem Doctera, ale taka animacja i to z jednego z największych hollywoodzkich studiów zdarza się raz na kilka, może nawet kilkadziesiąt lat. „W głowie się nie mieści” to nie tylko najlepsza animacja zeszłego roku, ale również jeden z najlepszych filmów minionego sezonu. Szkoda, że Akademia nie zdecydowała się wyróżnić jej choćby nominacją w najważniejszej kategorii.

Wygra: W głowie się nie mieści

Powinno: W głowie się nie mieści

W-Głowie-Się-Nie-Mieści

Reżyseria

Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że zwycięzca tej kategorii jest już znany i będzie nim drugi rok z rzędu Alejandro González Iñárritu, choć mam nadzieję, że wszyscy się mylą i do tego nie dojdzie. Nie dlatego, bym uważał, że Meksykanin źle wykonał w „Zjawie” swoją robotę. Opanowanie epickich zapędów Lubezkiego, zmuszenie Di Caprio do czołgania się w błocie i wchodzenia do wnętrza zdechłego konia do łatwych z pewnością nie należy. Niemniej, najlepszym elementem tego filmu jest warstwa wizualna, za którą odpowiadał przede wszystkim operator, a nie Iñárritu. Wysoka ocena pracy reżysera wynika w tym przypadku z kunsztu kogoś innego. Osobiście doceniłbym McCarthego za niewidzialną robotę – dzięki której jego „Spotlight” odznacza się sprawnością i przeźroczystością – bądź George’a Millera za odświeżenie formatu blockbustera i ujarzmienie rozpędzonych maszyn.

Wygra: Zjawa

Powinien: Spotlight/Mad Max

Zjawa

Zdjęcia

Kategoria, w której ścierają się wielkie, epickie, niezwykle efektowne produkcje z tymi kameralnymi i subtelnymi. Trudno porównywać ze sobą zdjęcia do „Carol” i „Mad Maxa”, choć w obu filmach warstwa wizualna jest niezwykle wysmakowana, znacząca i warta nagrody. Wszystkich pogodzi zapewne Emmanuel Lubezki, który zgarnie już trzeciego z rzędu Oscara. Rzeczywiście, jeżeli za coś chwalić „Zjawę” to właśnie za zdjęcia. Dzięki nim słowo „zjawiskowe” nabrało nowego znaczenia. Choć cenię sobie subtelną elegancję zdjęć Eda Lachmana i dynamizm ujęć Johna Seala, to nie obrażę się, jeżeli wygra Lubezki.

Wygra: Zjawa

Powinna: Zjawa

Zjawa

Aktorka drugoplanowa

Jedna z bardziej nieprzewidywalnych kategorii. Brakuje w niej faworytki, nie ma nikogo, kto jakoś szczególnie wybijałby się na tle pozostałych. Najwięcej mówi się o Alicii Vikander i Kate Winslet, choć osobiście nagrodę przyznałbym Rooney Marze. Vikander zasłużyła na nominację, ale nie za rolę w „Dziewczynie z portretu”, lecz w „Ex Machinie”, Winslet natomiast faktycznie znakomicie partneruje Fassbenderowi w „Stevie Jobsie”. Marę doceniłbym jednak za oszczędność i minimalizm. „Carol” to bardzo subtelny film – grający atmosferą, drobnymi gestami, niedopowiedzeniami. Mara, wraz z Cate Blanchett, znakomicie odnalazła się w tej konwencji. To dzięki kunsztowi aktorek ten film tak silnie oddziałuje.

Wygra: Kate Winslet (Steve Jobs)

Powinna: Rooney Mara (Carol)

Steve-Jobs

Aktor drugoplanowy

Bale, Hardy, Ruffalo, Rylance, Stallone – dość osobliwe zestawienie. Niekwestionowana gwiazda o ustalonej reputacji (Bale), aktor przebijający się do światowego topu (Hardy), wieczny aktor drugiego planu (Ruffalo), niedoceniany Brytyjczyk (Rylance) i wracająca w wielkim stylu gwiazda kina akcji (Stallone). Akademia jest dość przewidywalna jeśli chodzi o kategorie aktorskie. Wiadomo, że docenia wielkie powroty i role oparte na wizualnej metamorfozie. Nikt z powyższej piątki nie dokonał fizycznej przemiany, mamy natomiast wielki comeback Stallone’a. W tej kategorii niekoniecznie liczą się faktyczne aktorskie osiągnięcia, większą wartość ma umiejętność budowania wokół swojej roli intrygującej narracji. Tym z pewnością Stallone bije resztę stawki na głowę, dlatego ma spore szanse na Oscara. Osobiście najbardziej cenię grę Rylance’a w „Moście szpiegów” – za nieprzeniknioną powściągliwość graniczącą z aktorskim autyzmem. Mała, wielka rola, za którą jednak niestety nie dostaje się Oscarów. Jako niespodziankę można traktować już nominację.

Wygra: Sylvester Stallone (Creed. Narodziny legendy)

Powinien: Mark Rylance (Most szpiegów)

Creed-narodziny-legendy

Aktorka pierwszoplanowa

Kolejna kategoria aktorska i ponownie ciekawa mieszanka doświadczenia (Rampling), gwiazdorstwa (Blanchett, Lawrence) i młodości (Ronan i Larson). Faworytką dość niespodziewanie jest ta najmniej znana, czyli Brie Larson za „Pokój”. Nie rozumiem tego fenomenu, choć doceniam jej trudną rolę w tym filmie. Uważam jednak, że całe „show” skradł w nim dziewięcioletni Jacob Tremblay, który nie dostał nawet nominacji – to na nim opiera się emocjonalny bagaż „Pokoju”. Przypadek Larson sugeruje, że Hollywood najwidoczniej potrzebuje nowych twarzy. Na wygraną najbardziej zasłużyła natomiast Blanchett za rolę w „Carol” – na ekranie wręcz lśni i obezwładnia urokiem i przeżywanym dramatem.

Wygra: Brie Larson (Pokój)

Powinna: Cate Blanchett (Carol)

Pokój

Aktor pierwszoplanowy

W tym roku to właśnie ta kategoria wyzwala najwięcej emocji. Jedni zacierają ręce, chcąc tworzyć memy po kolejnej porażce Leonardo Di Caprio, inni ściskają za niego kciuki, by otrzymał w końcu upragnioną statuetkę. Powiedzmy sobie szczerzę, popularny Leo nie zasłużył w tym roku na wygraną, ale Oscara dostanie. Nie ma poważnych kontrkandydatów, którzy na serio mogliby mu zagrozić. Cranston, choć dźwiga na swoich barkach całe „Trumbo”, wciąż ma zbyt małe nazwisko w Hollywood, Akademia raczej nie zdecyduje się drugi rok z rzędu nagrodzić Redmayne’a, rola Fassbendera w „Stevie Jobsie” jest za mało efektowna, a pozycja „Marsjanina” zbyt niska, by Damon zgarnął nagrodę w tak ważnej kategorii. Natomiast hype nakręcony wokół Di Caprio i „Zjawy” jest tak duży z kolei, że członkowie Akademii chyba nie będą mieli wyjścia i nagrodzą aktora statuetką – wszyscy malkontenci mogą ją potraktować jako nagrodę za cały jego dotychczasowy dorobek.

Wygra: Leonardo Di Caprio (Zjawa)

Powinien: Michael Fassbender (Steve Jobs)

Zjawa

Najlepszy film

To nie był najlepszy rok. Wśród nominowanych filmów dominują produkcje poprawne, którym trudno coś zarzucić, ale nie wybijające się ponad przeciętność. Takie jest „Big Short”, „Brooklyn”, „Marsjanin”, „Pokój” i „Spotlight”. Zdecydowanie najsłabszy w stawce jest „Most szpiegów”. Wizualnie wyróżnia się natomiast „Zjawa”, a najbardziej spełnionym filmem, nieoczekiwanie, wydaje się być „Mad Max” i ten film chciałbym widzieć jako głównego zwycięzcę. Są na to jednak małe szanse, bo faworytem jest efektowna „Zjawa”. Tym bardziej, że reszta stawki wypada dość blado przy wizualnym rozmachu dzieła Meksykanina. „Big Short”, choć to film słuszny i ważny oraz wypchany po brzegi gwiazdami, nie oferuje wiele poza coraz szerzej otwierającymi się z przerażenia oczami. „Marsjanin” jest sprawnym i zaskakująco rozważnym kinem gatunkowym, które zbyt otwarcie flirtuje z popem jak na standardy Akademii. „Spotlightowi” brakuje spektakularności i pazura, by wybić się na tle reszty stawki. Najbardziej pozytywnie zaskoczył „Brooklyn” i czarny koń tegorocznej gali czyli „Pokój”. Ten pierwszy ciepłem i nieoczekiwanym, subtelnym humorem, a drugi nietypową perspektywą i zaskakującą mądrością. Może jakaś mała sensacja?

Wygra: Zjawa

Powinien: Mad Max

Zjawa