Włoski mistrz dokonuje ostatecznego rozprawienia się z włoska mafią. Opowiada historię Tommaso Buschetty, który doprowadził do rozbicia „Cosa Nostry”. Nie był jednak ani sędzią, ani detektywem, lecz jednym z najwyżej postawionych mafiosów. Gdy został złapany, postanowił iść na współpracę z władzą i wydać szefów mafijnych rodzin, doprowadzając do największych w historii zatrzymań. Buschetta nie widzi w sobie jednak tytułowego zdrajcy, uważa, że to właśnie on działa w zgodzie z mafijnym honorem, który nie pozwala mu tolerować sposobu działania współczesnych mafiosów, nie zważających już na żadne zasady moralne.
„Zdrajca” jest freskiem, mającym na celu odmalować kompletny obraz mafii lat 80., z całą jej obrzydliwością, hipokryzją, brutalnością i brakiem jakichkolwiek zasad. Przy okazji jest portretem mężczyzny, który stanął przed dramatycznym wyborem: być lojalnym wobec nieobliczalnych „przyjaciół”, którzy bez wahania skarzą niego i jego rodzinę na śmierć, gdy tylko ten będzie przeszkodą dla ich interesów, czy spróbować się ratować i wysłać do więzień bezwzględnych ludzi, zarabiających miliardy na handlu heroiną. Waha się niedługo.
Bellocchio dokonuje ostatecznej demitologizacji „Cosa Nostry”, odziera ją z resztek romantyzmu i aury świata rządzonego przez twarde, ale jednak zasady. Tu nie ma po nich śladu. Film rozpoczyna się od sceny zawarcia pokoju między różnymi rodzinami, dzielącymi się obszarami wpływów. Zgoda trwała wyjątkowo krótko, a liczba ofiar rosła w oszałamiającym tempie. Włoski reżyser odmalowuje to tło tylko po to, by na nim przedstawić dramat jednostki – rozdartej między lojalnością, a zdrowym rozsądkiem.
Śledzimy więc moment zatrzymania, przesłuchania, proces i długie lata po nim, gdy reperkusje zdrady nadal dotykały Buschettę. W niektórych momentach skaczemy do przeszłości, by lepiej zrozumieć bohatera, albo skonfrontować zeznania z prawdą. Całość opowiedziana jest w bardzo klasycznym duchu, w sposób skupiony na bohaterze, ale także z dbałością o szczegóły. Fascynujące, jak ważnym fenomenem społecznym była we Włoszech mafia. Buschetta może cieszyć się dzięki temu nawet w więzieniu specjalnymi względami, a na ulicach odbywają się pochody zwykłych ludzi, wychwalających „Cosa Nostrę”, zapewniającą im pracę.
„Zdrajca” nie zaskoczy nikogo, kto wie cokolwiek więcej o mafii niż to, co Coppola pokazał w „Ojcu chrzestnym”. Filmowi brakuje jakiejś szerszej, albo może właśnie głębszej analizy zjawiska. Bellocchio próbuje psychologizować, szukać motywacji jego bohatera, ale ostatecznie zatrzymuje się na banałach – że rodzina, że strach o życie, że gadanie o wartościach. Trudno uwierzyć w tę szlachetność mafiosa, a Bellocchio najwyraźniej dał wiarę w jego skruchę. Szkoda, fenomen mafii nadal czeka na bardziej kompleksowe spojrzenie.
Komentarze (0)