Nowe Horyzonty – „Z wnętrza”, reż. Cezary Grzesiuk, Tomasz Szwan, Krystian Kamiński

Po fabularnej „Ostatniej rodzinie”, krótkim „Pars pro toto” i dokumencie „Beksińscy. Album wideofoniczny” przyszła pora na kolejne dzieło o rodzinie Beksińskich. Tym razem jest to film montażowy, stworzony na bazie 300 godzin nagrań home videos Zdzisława Beksińskiego. Czy dzięki tym nagraniom dowiedzieliśmy się czegoś nowego o tej „przeklętej” rodzinie? Niekoniecznie. Ale przyjemnie było ponownie zagościć w ich ciasnym mieszkaniu.

Tym bardziej, że twórcy tego dokumentu poszli zupełnie inną drogą niż choćby Jan P. Matuszyński w „Ostatniej rodzinie”. Tym razem roi się od obrazów Beksińskiego, którego oglądamy podczas pracy, ale również na wystawach i handlując dziełami z Piotrem Dmochowskim. Twórcy robią również wiele, by wydobyć z banalnej codzienności rodziny tę samą niesamowitość, która spowija sławne obrazy. Chętnie podkreślają obsesję Beksińskiego rejestracji przyrody w jej szczególnej gwałtowności i niezwykłości – oglądamy więc mgły widziane z okna mieszkania, porywiste wichury, złowieszczo nadciągające chmury, ulewne deszcze. W obiektywie Beksińskiego nawet zachodzące słońce wygląda niepokojąco. Tego nie było ani u Matuszyńskiego, ani nawet w poprzednim dokumencie.

Czy dzięki temu twórcy zbliżyli się do prawdy? Nie wiem. Chyba nie o to chodziło. Nagrania Beksińskiego w ich rękach stały się plastycznym tworzywem, które da się formować dowolnie – za pomocą zbitek montażowych, selekcji, muzyki. I trójka reżyserów się z tym nie kryje. Nie chcą, by ich film był zwykła kroniką dziejów Beksińskich, raczej starają się przeniknąć duszę Zdzisława, tym razem w aspekcie malarskim. „Z wnętrza” bowiem chyba w największej mierze łapie artystyczną duszę malarza. Nie ma tu sławnych kłótni z synem, erudycyjnych dyskusji, ani nawet zbyt wielu niemniej znanych humoresek. Jest za to zmaganie się z płótnem, dyskusje o malarstwie, pertraktacje z marszandem, dyskusje o konieczności „sprzedawania się” artysty.

Choć wyjątkowa popularność w ostatnim czasie tematu rodziny Beksińskich może zacząć nużyć, a ilość namnażających się filmów nawet śmieszyć, to jak się okazuje, temat nadal pozostaje niewyczerpany, pełen nisz i głębin do odkrycia. Ta rodzina faktycznie miała wiele tajemnic, choć wydaje się nie różnić zanadto od każdej innej. Nowe filmy odsłaniają kolejne sekrety. Chyba nie znudzi mi się ich poznawanie. „Z wnętrza” pokazało zaledwie 90 minut z 300 godzin nagrań, jest więc szansa, że powstanie jeszcze wiele kolejnych dokumentów. I niech tak się stanie.

Ocena: 6/10