Nowe Horyzonty – „Mowa ptaków”, reż. Xawery Żuławski

Film Żuławskiego jest jak kolorowe, rozwrzeszczane ptactwo, w którego świergocie da się usłyszeć rozmowę: z literaturą, kinem, historią i współczesnością Polski, w końcu: ojca z synem. Mieszają się głosy: niski, bezczelnie sięgający do popkultury, z wysokim, pełnym erudycyjnych zapożyczeń z kanonu. Jest i proza, i poezja.  Jest głośno i donośnie, ale bywa również cicho i melancholijnie. Jest i śmieszno, i straszno, kak tigra jebat. Oto Polska właśnie.

Zaczyna się od znanego z mediów przypadku ataku uczniów na nauczyciela, zakończone włożeniem śmietnika na głowę. W filmie sprawa ma swój epilog. Do sali wpada inny nauczyciel – na odsiecz, w nieprzemyślanym odruchu zaczyna uczniom grozić nożem. Agresywną hordę nie spotyka żadna kara, za to nauczyciele zostają wydaleni. Zaatakowany ukarany zostaje za to, że nie potrafił zapanować nad klasa i prowokował ich, mówiąc to, czego oni nie chcieli słuchać. A że był historykiem, to opowiadał im o tym, jak chrzest Polski doprowadził do upadku Rzeczpospolitej. Ale dzieciom takich rzeczy mówić nie można, bo może urosnąć w nich gniew wymierzony w „Rusków”, komuchów i Żydów.

Oglądając „Mowę ptaków” nie da się przestać myśleć o tym, co dzieje się teraz w kraju. To szalenie aktualny film, a raczej strasznie aktualny – dialogi co chwilę trafnie komentują coraz mroczniejsze wydarzenia w kraju. Cytat z pani pedagog wydaje się idealnym odwzorowaniem słów komentatorów politycznych, którzy mówili, że Marsz Równości z Białegostoku „prowokował” narodowców. Żuławski opowiada o kraju postawionym na głowie, absurdalnym, plączącym się w narracjach i dyskursach, gęstym jak zupa, do której wrzucono polską historię, literaturę, kino, kompleksy, uprzedzenia, nienawiść i gniew.

Żuławski obserwuje to wzburzenie z perspektywy inteligentów – grupy przyjaciół, utalentowanych muzyków, literatów, śpiewaków. Wszyscy klepią biedę, mieszkają kątem, są chorzy, słabi, trędowaci. Jak niegdyś Adam Miauczyński – upodlony niskim statusem społecznym. Jednocześnie film jest fantazją o przebudzeniu, ponownym tryumfie – marzeniem, że literatura, sztuka, erudycja, krytyczny namysł mogą mieć jeszcze jakieś znaczenie, będą podwalinami wzburzenia, które zmiażdży kibicowską hołotę, ogłupiałych bankierów i ich jeszcze głupsze żony.

Twórca jest jednak zbyt inteligentny, by opowiadać o tym wszystkim zupełnie na poważnie, dlatego śmieje się sam z siebie i swoich bohaterów, z którymi się utożsamia, są wręcz jego alter ego. No bo ostatecznie „Mowa ptaków” to wyjątkowo osobisty film-dialog Xawerego Żuławskiego z Andrzejem Żuławskim – ojcem i autorem scenariusza. Syn umieszcza go w swoim dziele, wraz z jego filmami i ostrym, charakterystycznym spojrzeniem na rzeczywistość. Ale opowiada po swojemu – agresywnie, dziko, punkowo jak w „Chaosie” i „Wojnie polsko-ruskiej”. Ich języki – ojca i syna – mieszają się, tak samo jak języki we współczesnej Polsce.

Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć, że to bełkot, ale co można usłyszeć, gdy ptaki świergolą w głos? Jeden wielki huk i chaos, czyli dokładnie to, co słychać obecnie w Polsce, gdzie narodowcy maszerują w centrum zniszczonej przez wyznawców ich ideologii Warszawę, gdzie młodzi-wykształceni sprzątają w wielkich domach bogatych idiotek, gdzie nauczycieli wyrzuca się za to, że mówią prawdę, gdzie każdy kocha polską historię i kulturę, ale jej nie rozumie.

By oddać to wielkie, narodowe pogmatwanie, które dzieje się na naszych ulicach, ale również w sercach i głowach, Żuławski gmatwa swoją opowieść, którą pisze raczej wierszem niż prozą. Ale przede wszystkim stara się uciekać od literackiego fundamentu kina, stawiając na obraz, montaż – całą tą maszynerię kinematograficzną, dzięki której film nie jest prostym odwzorowaniem literatury. Jest w tym również, być może, próba kłótni z ojcem, chęć zerwania więzów, którym starsze pokolenia zawsze krępują młodsze. Żuławski robi wszystko, by uciec od ojcowskiego scenariusza, ale co rusz ponosi porażkę. Słowo ciągle wraca – w znakomicie literackich dialogach, w których jest cała nasza spuścizna narodowa, nieustannie wchodząca w dialog z literaturą światową.

Żuławscy – bo to jest film dwóch pokoleń tej rodziny – stworzyli ten film, by jeszcze bardziej pogmatwać nam w głowach, zmuszając do myślenia. Dzięki temu pozwalają nam wyjść poza nasz lokalny, polski kontekst, spojrzeć szerzej i z dystansu, by marzyć o zmianie. „Mowa ptaków” to filmowy krzyk, pełen gniewu, beznadziei i rozpaczy. Pełen zawodu Polską, naszą narodową indolencją i ignorancją, w czym, paradoksalnie, dostrzega jakieś światełko nadziei. Jak już się wykrzyczymy, być może zaczniemy marzyć – o nowej arkadii, o sztuce, o kulturze, które znowu zaczną się liczyć, będą ponownie potrafiły zapładniać umysły i wstrząsać nami wszystkimi. To już się zaczyna. „Mowa ptaków” jest tego najlepszym przykładem.

Ocena: 7/10