Trochę thriller biologiczny, trochę science-fiction, trochę „Black Mirror”, a trochę dramat familijny. Jak widać, Jessica Hausner pomieszała wiele różnych gatunkowych tropów, które ułożyły się w opowieść o dość jasnej wymowie. Co jest, od razu to przyznajmy, rozczarowujące.
Autorka cały czas myli tropy, tworzy schizofreniczny świat, w którym nic nie jest pewne, by ostatecznie zamknąć opowieść w jasno sformułowanej myśli. Szkoda, bo potencjał był na wciągające i niesztampowe kino gatunkowe, czego Hausner najwidoczniej się przestraszyła, bo w ostatniej chwili skręciła w stronę arthouse’u i taniego psychologizmu.
Bohaterką jest genetyczka specjalizująca się w hodowaniu nowych gatunków roślin. Jej najnowsze dzieło wydaje się wyjątkowe, ma bowiem właściwości uszczęśliwiające. Każdy, kto powącha kwiat, odczuwa radość. Nie trudno się domyślić, że to, co tak pięknie się rysuje, ostatecznie okaże się niezwykle groźne. Szybko wychodzi na jaw, że z kwiatami jest coś nie tak.
Hausner nie jest mistrzynią kina gatunkowego, co widać na każdym kroku, niemal w każdej scenie, a także w scenariuszu. Jasne jest, że jeżeli bohaterka podaruje niezbadany do końca kwiat swojemu dziecku, to musi się to skończyć źle. Od podobnych w oczywisty sposób absurdalnych zachowań aż się roi – przede wszystkim na samym początku, co ustawia w fabule bardzo wiele rzeczy. W dalszej części opowieści nieracjonalne zachowania bohaterów można już zrzucić na karb działania tajemniczego kwiatu.
Okazuje się bowiem, że jego pyłek najprawdopodobniej infekuje ludzkie mózgi, nieznacznie zmieniając ich osobowość, w taki sposób, by ci doprowadzali do rozmnażania kwiatów. Ale nie tylko. Osoby, które powąchają kwiat faktycznie stają się szczęśliwe, bo robią to, czego nie były w stanie zaakceptować wcześniej. Puszczają im hamulce, ich umysły otwierają się na wypierane pragnienia, mówią, co naprawdę w głębi serca czują i myślą.
Hausner wykorzystała narrację paranoiczną. Nie wiadomo, czy to główna bohaterka wariuje, czy faktycznie roślina ma tą nadzwyczajną właściwość. Trzeba przyznać, że przez długi czas udaje się reżyserce trzymać widzów w niepewności i sprawnie budować napięcie. Niestety, by mógł wybrzmieć morał płynący z tej opowieści, autorka musiała poświęcić dramaturgię, co ostatecznie pogrzebało film, a wyrażoną myśl zamieniło w banał.
Komentarze (0)