To była kolejna bardzo dobra edycja – z zaskoczeniami, spełniającymi oczekiwania hitami, także, rzecz jasna, rozczarowaniami. Ale tych ostatnich było znacznie mniej niż pierwszych i drugich. Oto dziesiątka najlepszych, a zaraz za nimi uplasowały się takie filmy jak choćby „Surfer”, „Apetyt na więcej. La Cocina” czy „Jak zostałam perliczką”.
10. Dziewczyna z igłą, reż. Magnus von Horn
Nałożone na siebie ludzkie twarze, sprawiające wrażenie wykrzywiania w groteskowych, przerażających minach. Otoczone ciemnością. Tak zaczyna się „Dziewczyna z igłą”. Daje to pierwsze wyobrażenie, gdzie się znajdujemy. W świecie masek, nieprawdy i pozorów. Tu każdy każdego oszukuje, nikt nie jest szczery, każdy pracuje na własny sukces. Ciemna tonacja czerni i bieli, w jakiej utrzymał von Horn swój film, dopełnia ponurego obrazu świata sprzed wieku. Czytaj dalej.
9. A Different Man, reż. Aaron Schimberg
Co sprawia, że w najgłębszej przestrzeni własnej tożsamości jesteśmy sobą? To główne pytanie, które zadaje Aaron Schinberg. Choć pytań pomocniczych, towarzyszących jest znacznie więcej: w jaki sposób tworzy się tożsamość, jaki wpływ ma na nią presja społeczna, czy możemy uciec od własnego ja? Amerykanin mnoży znaki zapytania, podobnie jak tożsamości swojego bohatera. Czytaj dalej.
8. Armand, reż. Halfdal Ullmann Tondel
Punkt wyjścia znamy skądinąd. Czy to z „Rzezi” Romana Polańskiego, czy z „Odkupienia” Franka Kranza. Są rodzice dwóch małych chłopców, niepokojące oskarżenie kierowane w stronę jednego z nich, szkolna instytucja i próba podjęcia psychologicznego pojedynku. Ale z każdą kolejnym wypowiedzianym zdaniem, z każdą sceną, z niemal każdym słowem, sytuacja zaczyna skręcać w inną stronę, nieco dziwaczniejszą, bardziej problematyczną, coraz głębiej w przeszłość, w dusze, w serca. Czytaj dalej.
7. I Saw the TV Glow, reż. Jane Schoenbrun
Kojarzycie to wspomnienie: jest lato, zaczyna się wieczór. Właśnie skończyliście z kolegami rysować kredami po ulicy przed domem, a w oddali stoi samochód sprzedający lody? O tym właśnie opowiada Jane Schoenbrun. O nieokreślonym uczuciu, które wiąże się ze spoglądaniem w przeszłość, w okres dzieciństwa, gdy wszystko miało jakieś inne, intensywniejsze barwy. Wszystko wydawało się bardziej realne. Nawet serial, który lubiliście oglądać późnym wieczorem w każdą sobotę. Ale tym uczuciem nie jest nostalgia. To raczej zawód, rozczarowanie, poczucie duszności. Jakbyśmy nagle poczuli, że przeszłość jest bardziej realna niż tu i teraz. Nasza praca, rodzina, całe dorosłe życie. Czytaj dalej.
6. Moje ulubione ciasto, reż. Maryam Moghadam, Behtash Sanaeeha
Starość nie jest najbardziej fotogenicznym tematem filmowym. Ale para irańskich twórców bardzo zapragnęła ten stan rzeczy zmienić. I im się udało. „Moje ulubione ciasto” to ciepła, urokliwa, pełna subtelnego humoru komedia, w której jest dużo samotności, ale także sporo nadziei i miłości. Rzecz o tańcu, cieście i winie, przez którą prześwituje niekiedy rozpacz i dysząca śmierć. Czytaj dalej.
5. Aggro Dr1ft, reż. Harmony Korine
Czy „Aggro Dr1ft” jest ostatecznym doświadczeniem filmowym? A może summą zachodniej kultury? Jednoczesną adaptacją Conrada, Dantego, „Juliusza Cezara”, Biblii, GTA i PornHuba? Te pytania mogą przez moment pojawić się w głowie podczas seansu filmu Korine’a. Podobnie zresztą jak wątpliwości dotyczące trzeźwości reżysera podczas kręcenia filmu. Można także pomyśleć, czy aby nie jest to nowa wersja „The Room”. A już choćby to sprawia, że mamy do czynienia z doświadczeniem, delikatnie mówiąc, niezwykłym. Czytaj dalej.
4. Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata, reż. Radu Jude
Czy apokalipsa będzie transmitowana przez Tik Toka? A może już się wydarzyła, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi? Cóż, nic dziwnego, bo jak twierdzi Radu Jude, nie ma co się po niej za wiele spodziewać. Dziś dzieją się rzeczy o wiele bardziej spektakularne, a i tak przechodzimy obok nich całkowicie obojętnie. Nowy film Rumuna to jazda bez trzymanki, bezkompromisowy strzał prosto w serce, po którym nasze spojrzenie na rzeczywistości musi się odmienić. Albo nie. Czytaj dalej.
3. Love Lies Bleeding, reż. Rose Glass
Ten film rozrasta się, pęcznieje, nabiera masy jak mięśnie kulturystki pod wpływem sterydów. Zaczyna się niepozornie, choć od samego początku – stylowo. Ekran zalewa czerń przecinana neonowymi czerwieniami, zieleniami i błękitami. Nie ma wątpliwości – jesteśmy w latach 80. filtrowanych przez ówczesne filmy. W pierwszych scenach odwiedzamy siłownię pełną spoconych ciał osiłków przypominające ówczesnych gwiazdorów kina akcji i strzelnice okupowaną przez fanów „Szklanej pułapki”. To świat, w którym mogliby zamieszkać Rambo wraz z Rockym, ale to nie rozsadzeni mięśniami mężczyźni będą odgrywać w tym filmie pierwszoplanową rolę. Rose Glass odwraca zasady kina lat 80., to kobiety mogą pochwalić się największymi mięśniami, a mężczyźni to żałośni damscy bokserzy. Czytaj dalej.
2. Emilia Perez, reż. Jacques Audiard
Ta historia nie byłaby w stanie się obronić, gdyby została nakręcona w jakiejkolwiek innej konwencji niż musicalowa. Śpiew i taniec, pojawiające się znienacka w tej jakże ponurej rzeczywistości filmowej, sprawiają, że całość doznaje uwznioślenia – wchodzi na poziom umowności, gry, konwencji, która nie ma mieć nic wspólnego z prawdą zachowań, psychologii czy prawdopodobieństwa. To rzeczywistość zqueerowana, celowo udziwniona, by generować emocje i testować filmową materię, sprawdzając, co jest w stanie w sobie pomieścić. Czytaj dalej.
1. Substancja, reż. Coralie Fargeat
Takiego filmu nie powstydziliby się bracia Grimm. Oczywiście, gdyby robili filmy. I żyli dzisiaj. I wyznawali kult Davida Cronenberga. Film Fargeat jest bowiem miksem najważniejszych, klasycznych bajek. Ale nie w uładzonej wersji z kart książek dla dzieci, ale tych mrocznych, pełnych krwi, posoki i terroru. Czytaj dalej.
Komentarze (0)