Nowe Horyzonty #2 – Płomienie namiętności

Drugiego dnia Nowych Horyzontów wzniecono płomienie namiętności – dwóch bohaterek „Portretu kobiety w ogniu”, poparzonej kwasem dziewczyny z „Dirty God” i ofiar zabójczej czerwonej sukienki w „In Fabric”. Tym trzem filmom towarzyszyły dwa tytuły znacznie chłodniejsze, gdzie uczucia skrywały się za nieprzystępną formą, jak w „Byłam w domu, ale” i za kamerą trzymaną w rękach Zdzisława Beksińskiego w dokumentcie „Z wnętrza”.

Portret kobiety w ogniu, reż. Celine Sciamma

Ten film celowo wytwarza dystans, by powoli, scena po scenie, nieśpiesznie go skracać, aż do kompletnego pochłonięcia, emocjonalnego zjednoczenia. Zimna, biało-błękitna scenografia, składająca się ze starych drzwi, grubych kotar, skrzypiących podług. Koturnowe, namacalne kostiumy, lejące się suknie, krępujące gorsety. Nieprzyjazne pejzaże, błękity czystego nieba zmącona wzburzoną czernią oceanu, groźne klify i wyzywająco sterczące skały. Sciamma skrupulatnie przygotowała tę oszczędną, surową scenę, na której rozpaliła ogień, pełen intensywnego, pożerającego żaru. „Portret kobiety w ogniu” świszczy ogłuszającym emocjami wiatrem, wzburza ogień gniewu i daje nadzieję na harmonię. Czytaj dalej.

Byłam w domu, ale, reż. Angela Schanalec

Niektóre filmy starają się maskować fakt, że nie mają za wiele do powiedzenia. Robią to na wiele sposobów. Niektóre w zamian oferują widowiskowość, a inne wręcz przeciwnie – formalne wysublimowanie, objawiające się w artystowskim minimalizmie czy wyszukanej narracji. „Byłam w domu, ale” jest z tej drugiej grupy. Rozbija opowiadaną historie na pojedyncze sceny, które trudno scalić w jakąś całość. Wychodzi z tego raczej mozaika – połamana, rozdrobniona i, co najważniejsze, nieszczególnie intrygująca. Czytaj dalej.

Dirty God, reż. Sascha Polak

„Dirty God” jest utrzymany w stylu brytyjskiego kina społecznego realizmu. Mamy znajome biedne przedmieścia, ciasne mieszkania, drobna przestępczość, agresywną młodzież, podrzędne kluby i wszechobecny kult ciała. Szczególnie trudno odnaleźć się w takiej rzeczywistości Jade, która właśnie wyszła ze szpitala po długiej rehabilitacji. Kilka miesięcy temu została oblana kwasem przez swojego byłego partnera. Wychodzi w masce i z pokiereszowaną twarzą – piętnem, z którym trudno się żyje w przesiąkniętym materializmem świecie. Czytaj dalej.

Z wnętrza, reż. Cezary Grzesiuk, Tomasz Szwan, Krystian Kamiński

Po fabularnej „Ostatniej rodzinie”, krótkim „Pars pro toto” i dokumencie „Beksińscy. Album wideofoniczny” przyszła pora na kolejne dzieło o rodzinie Beksińskich. Tym razem jest to film montażowy, stworzony na bazie 300 godzin nagrań home videos Zdzisława Beksińskiego. Czy dzięki tym nagraniom dowiedzieliśmy się czegoś nowego o tej „przeklętej” rodzinie? Niekoniecznie. Ale przyjemnie było ponownie zagościć w ich ciasnym mieszkaniu. Czytaj dalej.

In Fabric, reż. Peter Strickland

Trzeba naprawdę coś kochać, by móc jednocześnie złożyć temu hołd i nakręcić tego parodię. Nikt nie zarzuci Stricklandowi, że nie kocha kina giallo. Ma jednak do niego zdrowy dystans, który skutkuje niepohamowanym humorem. „In Fabric” nieustanie balansuje między oddawaniem czci temu niezwykle stylowemu gatunkowi włoskiego horroru, a totalnym wyśmianiem konwencji. Problem w tym, że stylowo się śmiejąc, odbieramy styl oryginałom. Świadomy kamp, jak twierdziła Susan Sontag, jest zawsze mniej satysfakcjonujący. Czytaj dalej.