Matteo Garrone jest reżyserem, który nieustannie lawiruje między realizmem a baśnią. Zaczął utrzymaną w dokumentalnym stylu opowieścią o neapolitańskiej mafii w „Gamorra”, potem analizował styk rzeczywistości i fantasmagorycznego świata telewizji w „Reality”, by w „Pentameronie” przejść już całkowicie na stronę fantazji. „Dogman” jest na pozór bliższy pierwszemu z tych tytułów, ale im dalej zagłębiamy się w losy pewnego psiego fryzjera, tym bardziej oczywiste staje się, że opowieść zbliża się ku zakrzywiającej realny obraz świata metaforze.
Marcello jest powszechnie lubianym psim fryzjerem, który zdaje się kochać swoich podopiecznych nawet bardziej niż ludzi. Wie jak się z nimi obchodzić, potrafi „dogadać” się nawet z najbardziej agresywnym pitbullem. Na jego spokojne życie składa się ukochana praca, wspólna gra ze znajomymi w piłkę i wypady nad morze z córką. Tę codzienną sielankę zakłóca tylko doskwierający całej okolicy lokalny osiłek, który przychodzi do Marcello po kokainę. Psi fryzjer faktycznie nią handluje, ale chyba tylko po to, by udobruchać Simone, który nie ma nawet w zwyczaju płacić za kolejne kreski. Nie interesuje go, że towar się skończył, ani że nie zapłacił za kilka miesięcy – jeśli Simone coś chce, to musi to otrzymać. Ogólnie każdy problem rozwiązuje celnym uderzeniem z bańki i kilkoma mocnymi sierpowymi. Jego poziom agresji, bezwzględności i rozbudowana tkanka mięśniowa z miejsca przywodzą na myśl wściekłego psa.
W ten sposób terroryzuje okolicznych handlarzy, nie pomijając Marcello. Nikt nie potrafi sobie z nim poradzić, a najlepszym rozwiązaniem wydaje się zlecenie morderstwa. Garrone niepostrzeżenie wrzuca nas tym samym w sam środek moralitetu. Nie tylko każe zastanawiać się nad etyką czynów bohaterów, ale również wciąga widzów w niezwykle skomplikowane dylematy, testując ich sumienia. Nieustannie nas zwodzi, podsuwając kolejne rozwiązania, które mogłyby przynieść satysfakcję, ale ta ostatecznie nigdy nie przychodzi, bo każdy możliwy wybór okazuje się nie tylko fatalny w skutkach, ale również moralnie wątpliwy. W mąceniu w naszych głowach i sercach Garrone jest niemniej skuteczny, choć znacznie mniej drastyczny, niż przed laty Krzysztof Krauze w „Długu”. Włoch podejmuje niemal identyczne dylematy, wrzucając bohatera w matnię. Każda decyzja – lojalność, poddanie się, zemsta, posłuszność, negocjacje, podstęp – pogarsza tylko jego sytuację.
Marcello jest bowiem anty-Faustem, człowiekiem, który wiecznie dobra pragnąc, wiecznie zło czyni, nie tylko ściągając nieszczęście na siebie, ale również na innych. Ale w „Dogmanie” więcej jest jednak z klasycznej bajki, niż epickiej historii kuszenia człowieka przez Mefistofelesa. Nietrudno odkryć, że zarówno Simone, jak i Marcello, a także jego znajomi, zachowują się jak sfora psów: poddają się grupowym emocjom, przejawiają nieludzką wręcz agresję, ale również charakteryzują się zgubną lojalnością. Garrone odwraca więc klasyczną sytuację, w której to zwierzęta zostają obdarzone cechami ludzkimi. Tym razem to ludzie zachowują się jak psy.
Nie jest to pusty, formalistyczny gest, mający na celu jedynie zabawę konwencją. Chodzi o coś znacznie więcej: o dostrzeżenie w ludzkim zachowaniu tego, co zwierzęce. Ale jednocześnie Garrone w przewrotny sposób każe nam zastanowić się nad tym, co nas od zwierząt różni. Czy faktycznie ludzka moralność jest tym, co oddziela nas od świata zwierząt? Czy emocjonalna i racjonalna sfera, która pozwala nam wyrwać się ze świata instynktów, przynosi nam więcej pożytku czy zguby? A może to zwierzęta mają coś, czego powinniśmy się od nich uczyć? Garrone nie odpowiada na te pytania, by każdy z widzów mógł samemu rozstrzygnąć te dylematy we własnym sumieniu.
„Dogman” pozostawia nas z poczuciem niepokoju, jakby udało mu się dotknąć czegoś pierwotnego w naszych sercach. Jakąś niezwykle wrażliwą strunę, której dawno nikt nie trącał. Ale właśnie tak działają najlepsze z baśni, które pod pozorami upraszczającej rzeczywistość metafory, skrywają wyjątkowo głębokie pokłady mroku, zwątpienia w ludzką kondycję i refleksji nad kwestiami najbardziej fundamentalnymi.
Komentarze (0)