Najlepsze filmy I półrocza 2022 roku

To było bardzo nierówne półrocze. W kinie światowym – być może najlepsze od lat; w kinie polskim – prawdopodobnie najgorsze od kilku sezonów. Ostatnie 6 miesięcy przyniosły filmy, które oceniałem na 10/10, 9/10 i całą masę „ósemek”, co mi się zdarza niezwykle rzadko. Nawet wśród polskich premier znalazła się taka „ósemka”, ale poza nią – pojedyncze tytuły, które dało się oglądać. Miejmy nadzieję, że ten polski ugór odbijemy w przeciągu kolejnych 6 miesięcy.

Kino zagraniczne:

1. Wszystko wszędzie naraz, reż. Daniels

Gdy przed kilkoma laty oglądałem „Człowieka-scyzoryka” duetu Daniels (Dan Kwan i Daniel Scheinert), myślałem, że nie da się pójść dalej w filmowym szaleństwie; że pierdzące zwłoki, które mogą być tratwą, otwieraczem do konserw i śmiercionośną bronią, to najdalszy przyczółek ludzkiej wyobraźni. Okazało się, że to, co wydawało się krańcem, było dopiero początkiem – wprawką geniuszu, który spogląda dalej niż ktokolwiek przed nim, widzi więcej, niż pozwala dostrzec najpotężniejszy teleskop. „Wszystko wszędzie naraz” rozbija zasady gry, przekracza wszelkie granice, bariery i wymiary. To kino totalne: o wszystkim, rozgrywające się wszędzie i dotykające każdego z nas z osobna i wszystkich naraz. To metafilm, zawierający w sobie wszystkie inne. Film ostateczny, po którym każdy inny traci na jakimkolwiek znaczeniu. Czytaj dalej.

2. Batman, reż. Matt Reeves

Mimo świetnego zwiastuna, mimo ogromnego hype’u, mimo dobrych przeczuć, przed seansem nie mogłem wyrzucić z głowy pytania: czy jest sens ponownie kręcić film o Batmanie? Podczas oglądania moje wcześniejsze rozterki wydały mi się całkowicie niedorzeczne. „Batman” Matta Reevesa to dzieło totalne, które mogłoby opowiadać o Supermanie, Iron Manie albo Philipie Marlowe. To po prostu nie ma znaczenia. Liczy się to, jak z doskonale znanych elementów można ułożyć zupełnie nowym obrazek, dodatkowo uzupełniając go o oryginalne konteksty. Czytaj dalej.

3. Titane, reż. Julia Ducournau

Zmiażdżone czaszki, kopulujące samochody, psychopatyczne morderczynie – wszystko to pojawia się w „Titane” tylko po to, by odpowiednio mocno wybrzmiała historia o potrzebie miłości i bliskości. Trudno o bardziej nieoczywistą, ekstremalną i oszałamiającą opowieść o współczesnej rodzinie. Czytaj dalej.

4. Nawalny, reż. Daniel Roher

Przypomina nieco dokument Laury Poitier o Snowdenie. W tym przypadku również mamy wrażenie, że śledzimy na gorąco niezwykle ważne wydarzenia, które będą miały historyczne konsekwencje. Dokumentaliści tym razem śledzą każdy ruch Nawalnego zaraz po tym, jak próbowano go otruć nowiczokiem. Gdy przyjeżdża do Niemiec, by odbyć rehabilitację, wraz ze swoim sztabem rozpoczyna dochodzenie, by dowiedzieć się, kto dokładnie chciał go zabić. Czytaj dalej.

5. Córka, reż. Maggie Gyllenhaal

’Córka’ to jeden z tych filmów, które wkurzają, irytują, drażnią i uwierają. I wcale nie ma się im tego za złe. Gdy już się chcę głośnio zaprotestować przeciwko zachowaniu bohaterki, twórczyni prowadzi narrację w całkiem inną stronę. Tak, by pod koniec nic nie było oczywiste, a żadna życiowa postawa, wybrana przez bohaterkę, nie wybrzmiała jako jedynie słuszna. Czytaj dalej.

6. C’mon C’mon, reż. Mike Mills

„C’mon C’mon” Mike’a Millsa to film o przyszłości. Ale jednocześnie kładzie, pod tę przyszłość, solidne fundamenty, próbując nam powiedzieć, że wciąż mamy na nią wpływ. Jego futurologia nie ma w sobie jednak niczego z kina science-fiction, ani z emmerichowskiego kina katastroficznego (no, może odrobinę). Dla niego przyszłość jest tu i teraz, ma twarz czasem roześmianego, ale nierzadko zatroskanego czy wręcz zapłakanego dziecka. To przyszłość empatyczna i mądra, przyszłość, od której wiele można się nauczyć. Czytaj dalej.

7. To nie wypanda, reż. Domee Shi

Autorzy tym razem przedkładają ponad niesztampową akcję czy oryginalny świat przedstawiony sprawę. To właśnie konsekwentnie budowana metafora jest tu najważniejsza, choć warstwa fabularna wcale nie pozostaje w tyle. Najważniejsze jest jednak to, że tworzona metafora wcale nie jest ani oczywista, ani jednoznaczna. Czytaj dalej.

8. Najgorszy człowiek na świecie, reż. Joachim Trier

Mamy tu komiksowego kota, który dysponuje 'najbardziej znanym odbytem na świecie’, grzybki halucynogenne, rozterki na temat seksu oralnego w erze #metoo i całą długą sekwencję na temat dwójki nieznajomych pragnących zaznać bliskości, ale jednocześnie nie mających zamiaru zdradzić swoich partnerów. Ale najważniejsza jest ona – 30-letnia Julia – i jej skłębione emocje, nakazujące szamotać się w życiu. Czytaj dalej.

9. Drive My Car, reż. Ryusuke Hamaguchi

Film podąża własnym, nieśpiesznym tempem, ale precyzyjnie trafia do celu. Bohaterowie gadają, jeżdżą samochodem i w ten sposób konfrontują z otchłanią cierpienia. To zaskakujące, jak bardzo wyciszony, stonowany i emocjonalnie zrównoważony może być film o tym, jak złym miejscem może być świat, a życie doświadczeniem traumatycznym. Hamaguchiemu do opowiedzenia o tym pomogła sztuka, a konkretniej Antoni Czechow i jego „Wujaszek Wania”, którego sceniczną adaptację przygotowuje główny bohater, niejako na własnej skórze doświadczając losu postaci ze sztuki. „Drive my car” jest jak cios sztyletem, nieśpiesznie wbijanym przez oprawce. Wchodzi głęboko, boleśnie i zostawia ślad na zawsze.

10. Red Rocket, reż. Sean Baker

Baker chętnie chadza po marginesach amerykańskiego społeczeństwa. Już w poprzednim filmie spoglądał na środowisko białych-ubogich – robił to oczami dzieci. Tym razem dekonstruuje american dream razem z gwiazdorem porno, który jest zmuszony wrócić na stare śmiecie, do Texasu. Czytaj dalej.

Kino polskie:

1. Film balkonowy, reż. Paweł Łoziński

Paweł Łoziński nigdy nie odciął się od strategii twórczej swojego ojca, Marcela. W „Filmie balkonowym” widać to szczególnie dobrze. Bo to mogłaby być kontynuacja arcydzieła starszego z Łozińskich – „Wszystko może się przytrafić”, w którym brat Pawła biegał po warszawskim parku i zaczepiał przechodniów, zadając – wydawałoby się – dziecięce pytania. Z odpowiedzi na nie utworzył się filozoficzny traktat, chwytający sens życia. Czytaj dalej.

2. Sonata, reż. Bartosz Blaschke

Czy można nakręcić film bez sentymentalizmu o niepełnosprawnych chłopcu, który przełamuje swoje bariery i osiąga niespodziewany sukces? Jak najbardziej, co potwierdził debiutant – Bartosz Blaschke. Jego „Sonata” to ciepły i emocjonalny film pełen humoru i ironii, który w żadnym momencie nie osuwa się w niepotrzebną łzawość. Czytaj dalej.

3. Inni ludzie, reż. Aleksandra Terpińska

Debiutantka, Aleksandra Terpińska, wzięła się za bary z niezwykle trudnym zadaniem: przełożyć na język obrazów niełatwy językowy świat pisarstwa Doroty Masłowskiej. Tym bardziej zadanie to było wymagające, że sens „Innych ludzi” w sporej mierze realizuje się właśnie w języku, a nie w „dzianiu się” czy bohaterach. Czy młodej twórczyni udało się wyjść z tego zadania zwycięsko? Czytaj dalej.

4. Magdalena, reż. Filip Gieldon

Magdalena nie ma w życiu lekko. Ma 20 lat, 5 letnią córkę i matkę, która terrorem każe jej dorosnąć. Natomiast nie ma pieniędzy, planu na życie i głosu – bo jest niema. Jej jedynym azylem jest didżejowanie, w którym jest naprawdę niezła. Czy uda jej się poukładać rzeczywistość wokół siebie? Czytaj dalej.

5. Piosenki o miłości, reż. Tomasz Habowski

To niewiarygodne jak utalentowaną osobą jest Justyna Święs. Znana z zespołu 'The Dumplings’ wokalistka ma jeden z najlepszych głosów w Polsce, a teraz okazuje się, że równie dobrze radzi sobie przed kamerą – i to nie tylko śpiewając. Ale 'Piosenki o miłości’, jak sam tytuł głosi, to jednak film o śpiewaniu, ale tym śpiewaniem wyraża co innego: miłość, żal, tęsknotę, smutek i zahamowania. To film, który powinien się udać. Ma dobre zdjęcia, ciekawy pomysł na siebie, świetny duet aktorski (Święs/Włosok), piękne piosenki, ale niestety również cały worek fabularnych klisz. Czytaj dalej.

6. Jak pokochałam gangstera, reż. Maciej Kawulski

Nie bez powodu nowy film Macieja Kawulskiego – „Jak pokochałam gangstera” – ma bliźniaczy tytuł do wcześniejszego – „Jak zostałem gangsterem”. Nie jest to, co prawda, żadna formalna kontynuacja, ale podobieństw między filmami jest więcej niż różnic. Kawulski ewidentnie ma ambicje stworzyć coś na kształt filmowego uniwersum polskiej mafii. Czytaj dalej.

7. Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę, reż. Michał Krzywicki

Polskie science-fiction jest gatunkiem tak rzadkim, że warto się pochylić nad każdą realizacją. Tym bardziej, że Michał Krzywicki tworzy świat niedalekiej przyszłości niemal z niczego – za pomocą kreatywnej pracy kamery i intrygującego konceptu. Koncentruje się na automatonach, czyli przestępcach, których poddaje się procesowi dehumanizacji, wstrzykując substancję zniewalającą, zamieniającą ludzi w posłuszne roboty. Jak to w takich przypadkach bywa, koncept umieszczony w niedalekiej przyszłości jest komentarzem do współczesności – politycznej opresji, zniewalania jednostek. Nie bez powodu tytułowym bohaterem jest kobietą – jej los można czytać poprzez aktualną sytuację kobiet w Polsce i ich walkę o prawo do aborcji. Nie bez powodu też bohaterowie jadą do Szwecji, by tam znaleźć wolność. Punkt wyjścia jest więc ciekawy, ale twórcy zabrakło pomysłu na jego rozwinięcie. Film sięga po konwencję kina drogi, ale podczas wędrówki za wiele się nie dzieje, a wszystko, co reżyser miał do powiedzenia, powiedział w pierwszych kilku scenach. Reszta to fabularna wata. A szkoda, bo to był materiał na mocne, polityczne kino z gatunkowym nerwem.

8. Infinite Storm, reż. Małgorzata Szumowska

Małgorzata Szumowska wciąż próbuje szturmować Hollywood. Po nieudanym dramacie religijnym – „Córka Boga” – zdecydowała się nakręcić klasyczny survival movie z przebrzmiałą gwiazdą niepierwszej wielkości, Naomi Watts. Po seansie „Infinite Storm” artystyczne decyzje polskiej reżyserki zaczynają jawić się jako coraz bardziej desperackie. Jakby za wszelką cenę chciała przetrwać na wymagającym rynku światowego kina. Czytaj dalej.

9. Fucking Bornholm, reż. Anna Kazejak

Wyobraźcie sobie, że podglądacie wściekłą kłótnię nieznajomej pary. Podobnym doświadczeniem jest oglądanie „Fucking Bornholm” Anny Kazejak. Dreszcze zażenowania i wstydu, poczucie bycia nie na miejscu – właśnie te emocje pojawiają się podczas seansu. Na dodatek bohaterowie są zwyczajnie niesympatyczni, od początku też wiemy, gdzie leży ich wina. Naprawdę nie musimy oglądać całego filmu, by wiedzieć, jak to się skończy. Ale i tak najgorsze jest to, że twórczyni ewidentnie trzyma stronę jednej frakcji – choć ta wcale na to nie zasługuje. Czytaj dalej.

10. Samiec Alfa, reż. Katia Priwieziencew, Igor Priwieziencew

Grupa mężczyzn trafia na sesję do guru mentoringu, który przekonuje ich, że w stosunku do kobiet powinni być twardzi, a nie miękcy. Komedia rozgrywająca się w jednej lokacji miała zapewne na celu wyśmianie coachingu i maczyzmu, a wyszło odwrotnie: oberwali przede wszystkim bezwolni, wrażliwi mężczyźni, którzy nie potrafią wyzwolić się spod buta opresyjnego lidera.