Młodzi i Film – „Eastern”: Honor i kieł

Jesteście w stanie wyobrazić sobie film, będący połączeniem „Kła” Yorgosa Lanthimosa z „Igrzyskami Śmierci”? Już nie musicie się wysilać – wystarczy, że obejrzycie „Eastern” Piotra Adamskiego. To wyjątkowo oryginalne przedsięwzięcie, które zainaugurowało nowy program Studia Munka – „60 minut”.

Film trwa jednak, paradoksalnie, niemal godzinę i dwadzieścia minut. To jest nie mniej zaskakujące, co pomysł na jego fabułę i dziwi tym bardziej, że film wcale na tym nie zyskuje – wręcz przeciwnie. Wydaje się, że gdyby utrzymał dyscyplinę czasową, mógłby zagęścić to, co ostatecznie zostało rozrzedzone.

Ale punkt wyjścia jest więcej niż intrygujący. Leśną drogą biegnie chłopak z karabinem. Żaden żołnierz, żaden myśliwy – zwykły nastolatek. Zza drzewa wyskakuje jeszcze młodsza dziewczyna, wręcz dziewczynka, która pewnym, pojedynczym strzałem w głowę zabija chłopaka. Zdąży jeszcze lekko uśmiechnąć się pod nosem. Chwile potem zjawia się kilku smutnych panów, którzy sprawdzają zabitemu puls – zgadza się, nie żyje. Jeszcze tylko odpowiednio ułożyć na miejscu zabójstwa karabin i telefon do rodziny.

Dziwne, niepokojące wydarzenia, niczym z filmów nowej fali greckiej, postępują, wciągając nas w ekscentryczny świat – alternatywnej rzeczywistości, niema identycznej do naszej, gdzie również są grodzone osiedla, jeżdżący na hulajnogach dzieciaki i ścieżki rowerowe. Wszystko się zgadza, prócz dziwnych zwyczajów i jawnej zgody na przemoc. Enigmatyczność obserwowanych zdarzeń jest fundamentem dramaturgii. Reżyserowi nie śpieszy się z objaśnianiem reguł, regulujących życie obserwowanej społeczności. Scena po scenie, dialog po dialogu sytuacja staje się jaśniejsza, ale wcale nie mniej niepokojąca. Tym bardziej, że z czasem ujawniają się coraz liczniejsze podobieństwa do świata, w którym żyjemy.

W świecie „Easternu” najważniejszy jest honor, regulujący relacje społeczne, narzucający konkretne sposoby postępowania. Struktura społeczna oparta jest na zatargu krwi między żyjących w odwiecznym konflikcie Kowalskimi i Nowakami. Pilnie strzeżona przez starszyznę zasada mówi, że kolejni młodzi muszą stawać ze sobą w śmiertelne szranki – wzajemnie się eliminować, by potwierdzić honor rodu.

W obserwowanej sytuacji nietrudno dostrzec metafory świata napędzanego przez rywalizację i pogoń za prestiżem. U nas jeszcze nie sięga się po broń, ale chwyty bywają czasami równie brutalne. Tamtejszą walutą, o którą toczy się gra, jest dobre imię rodziny, u nas wszystko przeliczane jest na pieniądze. Dzięki temu skonstruowany przez Adamskiego świat, choć niepokojący i twardy, ma w sobie coś idealistycznego i szczerego. Ufundowany jest na jasnych zasadach i regulowany przez czytelny kodeks – jak świat Dzikiego Zachodu, w którym liczyły się jasne normy moralne. Stąd wziął się tytuł – „Eastern”, który objawia zarówno obawę przed zdziczałym światem ekstremalnych zasad, ale również tęsknotę za szeryfem, który zrobi porządek z wszystkim, co niepokojące.

Mam jednak wątpliwości, czy Adamski ma świadomość, że eastern to również konkretny gatunek, z długą i ważną dla kina historią. Pokazany świat wcale nie jest wschodni – to niby Polska, ale równie dobrze mogłyby to być niby Niemcy czy niby Stany Zjednoczone. Grodzone osiedla, wystawne wille i przydrożne bary wszędzie wyglądają jednakowo. Reżyser nie zadbał, by zaopatrzyć swój ekranowy świat w jakiś lokalny koloryt.

To nie jedyny rzecz, o którą można mieć do Adamskiego pretensje. Jak wspominałem, film jest zwyczajnie za długi – właśnie o te dwadzieścia minut. Gdy zagadka reguł oglądanego świata zostaje rozwiązana, dramaturgia ewidentnie siada, nie ma już powodu, by pilnie śledzić każdy detal fabuły. Główna linia historii opowiada o dwóch dziewczynach, które mają wzajemnie na siebie polować. Jednak rodzi się w nich bunt na tą niedorzeczną rzeczywistość i nakręcającą się spiralę przemocy. Punkt wyjścia jest z pewnością ciekawy, gorzej z jego realizacją. Kolejne sceny się ciągną, dialogi skracają, portrety psychologiczne postaci nie pogłębiają. Zwrot akcji nie nadciąga aż do samej końcówki, gdy trochę jest już na niego za późno. Ostatecznie zostajemy z jedną myślą, że w świecie tak mocno przesiąkniętym przemocą, jedyna drogą wyjścia wiedzie przez przemoc, czyli koło się zamyka. Ucieczka okazuje się ułudą.

„Eastern” to wyjątkowo obiecujący debiut. Gatunkowo świadomy, czerpiący wzorce od najlepszych, sprawnie zrealizowany. To nie oznacza, że idealny – z pewnością można byłoby popracować nad scenariuszem, linią dramaturgiczną, narracją. Ale debiuty rzadko bywają dziełami kompletnymi. Film Adamskiego to świetne otwarcie programu Studia Munka, pozwalające z nadzieją oczekiwać kolejnych owoców tego przedsięwzięcia.

Ocena: 7/10