MFFA Animator #5 – W szponach seksu i cenzury

Bez wątpienia dwoma najważniejszymi pokazami piątego dnia festiwalu była retrospektywa znakomitej łotewskiej animatorki Signe Baumane i zestaw filmów pokazywanych z okazji 70-lecia polskiej animacji, zawierający tytuły z różnych względów odrzucone przez władzę. Trudno byłoby pomyśleć, że niecenzuralne polskie filmy będą miały cokolwiek wspólnego z wyobraźnią Łotyszki. Jednak ich sąsiedztwo w programie pozwoliło dojrzeć wiele podobieństw między tłumionymi przez głównie PRL-owską, ale nie tylko, władzę tematami, a problemami poruszanymi przez Baumane.

Być może największym zaskoczeniem seansu „salonu odrzuconych siedemdziesięciolecia” była liczba filmów, które nie przecisnęły się przez gęste sito cenzury nie ze względu na zakazane wątki polityczne, lecz swoją nieobyczajność. To tylko dowodzi faktu, że w wielu elementach władza komunistyczna szła w tamtych czasach ręka w rękę z Kościołem. Ofiarą tych dwóch potężnych instytucji stał się na przykład film Juliana Józefa Antoniszczaka „W szponach seksu”, którego obecność w obiegu w pierwszej kolejności reglamentowała władza, a następnie proboszcz małej mieściny, który namówił kinooperatora lokalnego kina, by ten zniszczył jedną z dwóch kopii filmu, funkcjonujących na rynku.


Ale ten zabawny i bezpruderyjny film, łączący elementy animacji z żywą akcją, opowiadający o kobiecie zamieszczającej ogłoszenie matrymonialne w gazecie, nie był jedynym, który został odesłany na półkę ze względu na swoją obyczajową odwagę. Znacznie bardziej bezpośredni, choć korzystający z wyjątkowo czytelnej metafory, był film „Z życia owadów, czyli lot trzmiela” Zofii Oraczewskiej, którego warstwa przyrodniczo-edukacyjna była zaledwie niekoniecznie maskowanym pretekstem do opowiedzeniu o tytułowym trzmielu, który dosłownie skacze z kwiatka na kwiatek, by ostatecznie zostać usidlonym przez przebiegłą reprezentantkę roślin nasiennych.

Świetnym dowodem na to, że cenzura w Polsce wcale nie skończyła się wraz z upadkiem PRL-u, lecz trwała w nieco zmienionej formie, jest film „Przychodzi baba do doktora – ginekolog” Andrzeja Czeczota z 1993 roku. Był on donośnym głosem w rozgrzewającej do czerwoności opinię publiczną tego czasu dyskusji na temat aborcji. Ostrym, czarnym humorem animator rozprawiał się z polską hipokryzją i nabierającą mocy władzą Kościoła, narzucającego swoją moralność rządzącym, a tym samym całemu społeczeństwu. Zadziwiające, że niemal dwadzieścia pięć lat później ta krótka satyra jest nadal, a może nawet coraz bardziej, aktualna.


Pozostałe animacje pokazywane w tym bloku nie zaskakiwały swoją obecnością, gdyż faktycznie były wymierzone w ówczesną władzę i patologie systemu totalitarnego. Czasami korzystały z poetyckiego klimatu, oniryzmu czy metafory, jak „Pan Piórko śni” Zenona Wasilewskiego, „Ptak” Ryszarda Czekały, „Wiklinowy kosz” Mirosława Kijowicza czy „Lekcja latania” Andrzeja Krauzego, a kiedy indziej pozwalały sobie na większą dosłowność, jak jeden z najdłuższych „półkowników”, żartobliwy „Desant” Daniela Szczechury czy komentujący wydarzenia stanu wojennego „Aby do gwizdka” Leszka Komorowskiego. Na tym tle fenomenem jest animacja „Traktor A-1” Władysława Nehrebeckiego, który został wstrzymany, gdyż okazał się zbyt nachalną propagandą nawet dla komunistycznych decydentów.

Co wspólnego zatem ma twórczość Signe Baumane z niecenzuralnymi polskimi animacjami? Otóż Łotyszka jest artystką, która ewidentnie znajduje się „w szponach seksu” i właśnie temu tematowi poświęca znaczną większość swoich dzieł. W sposób całkowicie bezpruderyjny, otwarty i nieliczący się ze społecznymi tabu wydaje się nieść kaganek (seks)oświaty. Jej filmy w sposób niezmiernie zabawny, ale niemniej ostry, rozprawiają się ze społeczną hipokryzją oraz brakiem świadomości seksualnej. Koncentruje się głównie na młodych dziewczynach, których perspektywę, co zrozumiałe, najlepiej rozumie. Właśnie z myślą o nich stworzyła cykl króciutkich filmów „Teat Beat of Sex”, w których bez ogródek, za to z wielkim poczuciem humoru, porusza tematy, o których młode dziewczęta zapewne myślą, ale o których nie miałyby, być może, odwagi porozmawiać z bardziej doświadczonymi w sprawach seksualności osobami.


Nie tylko tematyka swobodnie traktowanej erotyki łączy twórczość Baumane z filmami odrzuconymi przez PRL-owską cenzurę. Łotyszka równie chętnie, co polscy filmowcy, podejmuje w swoich dziełach kwestię dyscyplinowania, przejawiającej się właśnie poprzez reglamentowany dostęp do wiedzy o życiu seksualnym, praktyki kulturowe wytwarzające nierówności między kobietami a mężczyznami i modelowanie kobiet pod wpływem uprzywilejowanego męskiego spojrzenia. Choć Baumane tworzy od początku lat 90., to jej feministyczny, genderowy głos jest coraz donośniejszy i ważniejszy. Można było się o tym dobitnie przekonać, oglądając dwa ekskluzywne fragmenty jej najnowszego, nieukończonego pełnometrażowego filmu – „My Love Affair With Marriage” – w którym będzie opowiadać o dziewczynce, która dorasta, starając się sprostać normom narzucanym jej przez zmaskulinizowaną kulturę.

Za to właśnie uwielbiam Animatora. Idąc na seans retrospektywny, przegląd czy zestaw tematyczny ma się pewność, że obejrzy się wyjątkowo dobrze wyselekcjonowane filmy, reprezentujące najwyższy poziom – dzięki nim głębiej wniknie się w historię kina animowanego, bądź lepiej pozna jednego z najważniejszych współczesnych filmowców. Nie mam wątpliwości, że wiedza o polskiej kinematografii bez znajomości tych, odrzuconych przez cenzurę, filmów jest niepełna. Podobnie zresztą, nie można mieć wątpliwości, że Baumane, czego dowiodła choćby znakomitymi i, swoją drogą, nagrodzonymi na Animatorze pełnometrażowymi „Kamieniami w moich kieszeniach”, jest obecnie jedną z najważniejszych animatorek na świecie.