Wydarzeniem siódmego dnia festiwalu z pewnością był pokaz oczekiwanego przez wielu nowego filmu Sofii Coppoli – „Na pokuszenie”. Czy remake klasycznego filmu z Clintem Eastwoodem spełnił pokładane w nim nadzieje? Niestety nie do końca, choć miał niezwykle ciekawy punkt wyjścia. W ogóle siódmy dzień wrocławskiej imprezy okazał się jak dotąd najsłabszym. Sprawdźcie, na które filmy warto uważać.
Zimowi bracia, reż. Hlynur Palmason
Małe górnicze miasteczko, gdzieś w Islandii. Żyją w nim dwaj bracia – jeden jest porządnym facetem, drugi lokalnym figlarzem, handlującym bimbrem. Jest w nim coś z postaci trickstera, choć znacznie więcej z niekoniecznie zabawnego zgrywusa, który kpi z wszystkich i każdego okpi. „Zimowi bracia” byli zapowiadani przez reżysera przed seansem jako film, który należy doświadczyć. Faktycznie, można doświadczyć nudy, poczucia obcowania z dziełem wtórnym i kompletnie pozbawionym oryginalności. Miała być zabawa formą – są bardzo tradycyjne zdjęcia, nieciekawa fabuła, irytujący bohaterowie i narracyjny bełkot. Oczekiwałem nowych horyzontów kina, otrzymałem odgrzewanego kotleta i to na dodatek polanego bardzo niestrawną artystowską pretensją.
Ocena: 4/10
Na pokuszenie, reż. Sofia Coppola
Film Coppoli zapowiada naprawdę wiele. Ranny żołnierz Północy trafia podczas wojny secesyjnej do szkoły dla dziewcząt, gdzieś w Wirginii. Kilka kobiet w różnym wieku przyjmuje jego obecność z mieszaniną fascynacji i strachu, który szybko zamienia się w pożądanie. Każda z nich – ze względu na swój wiek – oczekuje od niego czegoś innego. Najstarsza potwierdzenia władzy poprzez zagarnięcie go tylko dla siebie, trzydziestolatka widzi w nim szansę na miłość i wyrwanie się z tej nudnej instytucji, nastolatka pragnie przeżyć z nim swoją pierwszą erotyczną przygodę, która przełamie naftalinowy stupor konserwatywnej szkoły. Najmłodsze dziewczęta kokietując, czekają jedynie na przyjaźń i odrobinę adoracji. Młody, zraniony w nogę żołnierz szybko orientuje się w sytuacji i narzuca kobietom własne zasady gry, uwodząc każdą z nich. Kolejne wydarzenia w filmie mają za zadanie przedstawienie stosunków męsko-damskich jako lustrzane odbicie działań wojennych, których odgłosy nieustannie dochodzą do uszu uczennic. Coppola wciąga swoich widzów w miłosny pojedynek pożądania i przyprawia wzajemne uwodzicielskie siłowanie odrobiną subtelnego humoru i stylu, biorącego się z ciemnego, tenebrycznego klimatu gmachu starej szkoły. Coppola świetnie wprowadza widzów w skonstruowany przez siebie damsko-męski świat, wciągając w miłosną grę, po której jednak spodziewamy się nieco perwersji i erotycznego napięcia. Jednak niewiele z tego tak naprawdę otrzymujemy, bo reżyserka zatrzymuje się na powierzchni i kończy swoją opowieść w najciekawszym momencie – gdy gra się wysubtelnia, a rozkład sił nagle ulega zmianie. Chyba najsłabszym wymiarem filmu jest niezwykle stereotypowe potraktowanie wzorców płciowych. Kobiety reprezentują tu świat pokoju, a mężczyzna wojnę. On to gniew, nieopanowanie, agresja i cynizm, a one delikatność, naiwność, uczciwość, ale również podstęp. Coppola w żadnym momencie nie przekracza tych opozycji, nieustannie używając ich jako głównych figur w rozgrywce między bohaterami. „Na pokuszenie” kusi swoją stylowością i pierwszymi partiami erotycznej rozgrywki, ale nie przynosi spełnienia w postaci satysfakcjonującego rozwiązania.
Ocena: 6/10
Quality Time, reż. Daan Bakker
Trudno odmówić temu filmowi oryginalności, choć zachłyśnięcie się reżysera efektowną warstwą formalną odbiło się ewidentnie na fabule. Niemniej jednak bez problemu można wyłapać główny sens tego dzieła – w pięciu odrębnych i formalnie niezwykle odmiennych nowelach opowiada o mężczyznach, nieradzących sobie z relacjami międzyludzkimi. Daan Bakker popisał się brawurą i eksperymentatorskim zacięciem, a każdą z krótkich historyjek można uznać za małe, odrębne dzieło. Sięga po abstrakcję, estetykę znaną z „Simsów”, lynchowski absurd, konwencję kina science-fiction i względny realizm podszyty komedią. Każda z historyjek z innej strony chwyta temat pogrążonych w kryzysie mężczyzn, niepotrafiących odnaleźć się w rzeczywistości. Bakker potrafił z wielką dozą pomysłowości, dystansu i humoru opowiedzieć o istotnym problemie współczesności – samotności, lękach, niedopasowaniu i depresji.
Ocena: 6/10
Nieoswojeni, reż. Amat Escalante
Meksykański reżyser znany do tej pory z wyjątkowo brutalnego kina realistycznego, tym razem do dobrze znanej estetyki swoich filmów dodał element fantastyczny. W ten sposób powstała współczesna wariacja na temat realizmu magicznego, podszytego estetyką slow cinema. Założenia były więc intrygujące. Escalante chciał połączyć surowy realizm z monster movies, horrorem, a nawet filmem pornograficznym, ale ostatecznie i tak najwięcej zostało z filmowego arthouse’u, który niestety wprowadza do tej względnie ciekawej historii ogromne zasoby nudy. Film opowiada o małżeństwie znajdującym się w kryzysie. Pogardzający „pedałami” mąż zdradza swoją żonę z jej bratem. Trafia jednak do więzienia z podejrzeniem o morderstwo – jego kochanka znaleziono zgwałconego i zamordowanego w pobliskim lesie. Jednak prawda o tym wydarzeniu jest inna – od początku jest jasne, że zabójcą jest gigantyczny stwór, podobny do ośmiornicy. Jego macki przypominają niezwykle długie męskie członki – i spełniają podobną rolę. Jednych napełniają szczęściem, innych brutalnie krzywdzą. Trudno przeoczyć, tym bardziej gdy zna się wcześniejsze filmy Escalante, że oślizgła bestia jest metaforą pełznącej po krajach latynoskich kultury machismo, która może przynosić zaspokojenie, ale na dłuższą metę staje się źródłem pogardy, wyniszczenia i brutalności. Monstrum jest oczywistą metaforą seksualności, która może przerodzić się w agresję. „Nieoswojeni” przypominają wcześniejsze dokonania Escalante z tą drobną różnicą, że we wcześniejszych jego filmach nie było fantastycznych elementów. Niestety wydaje się, że został on dodany mechanicznie, by przełamać impas nudy realizmu i zbyt łatwo wyrazić stawianą tezę. Już wolałbym, by nie eksperymentował z kinem gatunków, pozostał przy slow cinema, ale miał ciekawszy pomysł na podjęcie niezwykle ważnego, wręcz palącego problemu w jego rodzinnym Meksyku. Tym razem wymyślność metafory najwyraźniej miała przesłonić miałkość samej historii i warstwy intelektualnej.
Komentarze (0)