Tym razem zszedłem nieco z głównego nurtu festiwalu, choć wśród obejrzanych filmów znalazł się również głośny tytuł tegorocznego Cannes – „Płomienie”. Na pozostałe punkty 8. dnia złożyły się francuska komedia z mocnym zacięciem społecznym i Isabelle Huppert w roli głównej – „Pani Hyde”, niemiecki survival movie o uchodźcach – „Styx”, polska opowieść o trudnej braterskiej miłości – „Jak pies z kotem” Janusza Kondratiuka, i autoironiczna irańska „Świnia”.
Płomienie, reż. Lee Chang-dong
Film jest podpisany przez Koreańczyka, ale przypomina dokonania twórców z Chin, szczególnie Jia Zhanga-ke. Lee Chang-dong potrafił równie ciekawie spleść mocnym węzłem celne obserwacje społeczne, surowy realizm, nieśpieszne tempo z wyraźnie wyczuwalnym gatunkowym nerwem. „Płomienie” zaczynają się jak społeczne kino obyczajowe z delikatnie zaznaczonym rysem krytyki politycznej, a kończy jako gęsty, ciemny, wręcz paranoiczny thriller. Lee Chang-dong okazał się mistrzem łączenia pozornie niepasujących do siebie konwencji. Czytaj więcej.
Pani Hyde, reż. Serge Bozon
Nigdy bym nie przypuszczał, że film z Isabelle Huppert w roli kobiety-pochodni tak bardzo mnie wynudzi. Reżyser stara się powiedzieć coś o francuskim społeczeństwie, rozbawić nas, zwrócić naszą uwagę na status kobiet w średnim wieku i pewnie jeszcze kilka innych rzeczy – niestety to wszystko rozmywa się gdzieś w na pozór surrealnej historii, która jednak nie ma siły autentycznego absurdu. Czytaj dalej.
Styx, reż. Wolfgang Fischer
Kobieta wybiera się na podróż na tropikalne wyspy swoim nowoczesnym jachtem. Jest świetnie przygotowana, ma wodę, jedzenie, dobrą łódź i kwalifikacje. Nigdy jednak do celu nie dotrze. „Styx” nie jest jednak kolejnym survival movie, opowiadającym o zmaganiach człowieka z dziką naturą. Wolfgang Fischer skupia się na innej relacji: uprzywilejowany obywatel zachodniego świata zostaje skonfrontowany z uchodźcami wypełniającymi przeładowany, tonący statek. Czytaj więcej.
Jak pies z kotem, reż. Janusz Kondratiuk
Braci Kondratiuków nigdy nie łączyły bliskie relacje. Sami mówili, że żyli ze sobą jak tytułowi pies z kotem. Ale po tym filmie tego nie widać. Janusz Kondratiuk napisał pośmiertny list miłosny do swojego niedawno zmarłego brata. Nie ma w tym jednak czułostkowości, fałszu czy przesadnego tragizmu. Jest za to uczucie, przejęcie i sporo rozbrajającego humoru – również autoironicznego. Czytaj więcej.
Świnia, reż. Mani Haghighi
Mani Haghighi nie żyje. Podobnie zresztą jak inni czołowi reżyserzy kinematografii irańskiej. Wszyscy skończyli z odciętymi głowami, na których seryjny morderca napisał tytułowe słowo: „świnie”. Ostał się tylko Hasan Kasmai, z czym nie może się pogodzić. Odbiera to jako osobistą zniewagę. No bo jak to możliwe, że takie miernoty zostają „nobilitowane” przez mordercę, a on nadal cieszy się świetnym zdrowiem? To ostatni gwóźdź do trumny jego kariery, wcześniej zahamowanej przez zakaz tworzenia filmów i zdradę kochanki, która jednocześnie była gwiazdą wszystkich jego filmów. Czytaj więcej.
Komentarze (0)