Krakowski Festiwal Filmowy – „Syndrom zimowników”, reż. Piotr Jaworski

Dokument zaczyna się w warszawskiej placówce Polskiej Akademii Nauk, a kończy na Marsie. W tej podróży najwięcej jednak czasu spędzamy na Antarktyce, w polskiej stacji badawczej im. H. Arctowskiego. W 1979 roku odbywały się tam badania, które w przyszłości pomogą w załogowym locie na czerwoną planetę. Ich autorem był Jan Terelak, który niekiedy niekoniecznie moralnymi metodami badał polarników w warunkach stresowych. To absolutnie pasjonująca historia nie tylko dla fanów kosmonautyki, psychologii i pingwinów.

„Syndrom zimowników” ma w sobie coś z atmosfery socjalistycznych filmów science-fiction i pulpowego thrillera o sadystycznych eksperymentach na ludziach. Jaworski obficie korzysta z materiałów archiwalnych z epoki, dzięki czemu możemy zajrzeć do sal treningowych dla przyszłych kosmonautów i poczuć mroźny klimat dalekiej Antarktyki. Okrasza je dodatkowo odpowiednią muzyką – niekiedy wczesnymi eksperymentami z muzyką elektronową, a kiedy indziej pogodnymi, łagodnymi melodiami, oddającymi dość luźną atmosferę polarnej wyprawy. To nie koniec niespodzianek. Jaworski wzbogacił materiał wizualny wyjątkowymi rekonstrukcjami wydarzeń w postaci animacji kukiełkowej. To bogactwo form skutecznie zamaskowało fakt, że w zasadzie mamy do czynienia z klasycznym dokumentem z gadającymi głowami.

Ale nawet jeżeliby ograniczyć się do samego gadania, to i tak zebranoby znakomity materiał. Rozmówcy są bowiem niezwykle barwni, a historia wciągająca. Przed kamerę Jaworski zaprosił uczestników pamiętnej wyprawy – z Janem Terelakiem na czele – ale również innych specjalistów, między innymi Hermaszewskiego. Ich opowieści niekoniecznie składają się na drobiazgową, obiektywną rekonstrukcję zdarzeń, są raczej wspomnieniem pasjonującej przygody, która skończyła się kontrowersją na skalę światową i wynikami badań, które do dziś stanowią fundament prac NASA.

Jan Terelak został oddelegowany na drugą półkulę, by oddać się badaniom stresu w warunkach ekstremalnych. Tytułowi zimownicy to zespół polarników – badaczy, techników – pracujących w ośrodku na Antarktyce. Niskie temperatury, porywiste wiatry, długa rozłąka z najbliższymi, nieustanna bliskość nieznajomych, kompletne odizolowanie od świata – to tylko niektóre z czynników, które wpływały na badaczy i prowadziły do postępującej deprywacji sensorycznej. Radzili sobie z nią na różne sposoby – spacerami, odcinaniem się od innych, ale również żartem i alkoholem. Wszyscy członkowie wyprawy zgodnie wspominają, że już nigdy nie wypili takiej ilości alkoholu, co wtedy.

Dlatego ich wspomnienia niekiedy przypominają historie jak z wycieczki klasowej niegrzecznych uczniów, podczas której opowiada się sprośne dowcipy, leje alkohol strumieniami, wymyśla bezmyślne pijackie zabawy, a niekiedy daje sobie po mordzie. Ta część wspomnień – tylko pozornie mniej istotna, bo alkohol okazywał się wyjątkowo pożytecznym lekiem w ekstremalnych warunkach – stanowi o barwności snutej historii. Ma ona jednak również swoje ciemne strony.

Niektórzy członkowie wyprawy do dziś nie mogą wybaczyć Terelakowi sposobu prowadzenia badań, które również polegało na psychologicznych eksperymentach, mających na celu dodatkowe stymulowanie stresu. To spowodowało, że badacz w pierwszym numerze polskojęzycznego Newsweeka wylądował w czwórce najbardziej nieetycznych badaczy. Czy wszystko można uzasadnić dobrem nauki? To pytanie nie do końca wybrzmiewa, bo dokumentalista bardziej skupia się na samym wydarzeniu, niż jego konsekwencjach – szczególnie tych psychicznych.

Faktycznie, można byłoby zgłębić ten wątek opowiadanej historii, ale to być może jedyny zarzut, jaki da się wystosować w kierunku „Syndromu zimowników”. Dokument Jaworskiego jest bowiem znakomitą robotą dokumentalną, rekonstruującą wyjątkowe, choć mało znane wydarzenie, które na zawsze zmieniło kierunek badań kosmicznych i do dziś daje nadzieje na lot człowieka na odległe planety. Kto by pomyślał, że najbliżej na Marsa będzie z polskiej stacji badawczej na Antarktyce.

Ocena: 7/10