Kolejny bardzo dobry film Jakuba Radeja, który świetnie radzi sobie zarówno w fabule, jak i w dokumencie. W „Rykoszetach” połączył te dwie umiejętności i opowiedział w fabularnej formie historię opartą na faktach. Nie tylko dał się poznać jako bardzo sprawny realizator, ale również jako osoba, która ma do powiedzenia sporo ciekawych rzeczy o polskiej historii.
Żyjemy w czasach kulturowej i politycznej walki o pamięć. Dotyczy ona zarówno II wojny światowej – czego najlepszym przykładem są filmy o żołnierzach wyklętych – jak i czasów PRL-u. „Rykoszety” próbują skomplikować to, co dla wielu – szczególnie polityków – wydaje się proste. Ta trzydziestominutowa fabuła w wymowie przypomina „Rysę” i „Kreta”, problematyzuje bowiem kwestię współpracy z systemem i instytucję „agenta”. Wykorzystuje do tego bardzo sprytnie skonstruowaną opowieść, gdzie w jedną chwilę, z powodu tragicznego zrządzenia losu, postawy bohaterów ulegają odwróceniu, a ideały ulegają rozmyciu.
„Rykoszety” traktują o wydarzeniach z 31 sierpnia 1982 roku z Lubina, gdzie milicja, używając ostrej amunicji, rozbiła „nielegalne zgromadzenie”, które miało upamiętnić drugą rocznicę podpisania porozumień sierpniowych. W zajściach zginęły cztery osoby, a wielu zostało rannych – często były to osoby zupełnie przypadkowe. To film przede wszystkim o nich – ofiarach tytułowych „rykoszetów”, których trafienia na zawsze zmieniły ich los.
Radej świetnie rozpisał ten krótki dramat, w którym znalazł miejsce dla kilku wyrazistych postaci, tragicznych dylematów i ideologicznych sporów. Głównym bohaterem jest młody górnik zaangażowanym w podziemne działanie Solidarności. Za kilka dni ma się udać do Francji z dziewczyną, która ma wziąć udział w zawodach sportowych. Już na wstępnie spodziewamy się, że nigdzie nie pojadą – ich wyjazd został bowiem zaplanowany na feralny 31 sierpnia.
„Rykoszety” to film o przypadkowych ofiarach wielkiej historii, którzy zupełnie niechcący zostali wciągnięci w jej tryby, przemieleni i wypluci. Dramat młodej pary nie kończy się bowiem na wydarzeniach z tragicznego dnia. Możemy się domyśleć, co nastąpi dalej, choć twórcy jedynie to sugerują. Młody, zakochany chłopak na przesłuchaniu decyduje się podpisać lojalkę w zamian za wolność i paszport dla dziewczyny. Czy to wesprze ich miłość? Nie wiadomo, na pewno jednak będzie miało wpływ na znajdujące się w aktach osobowych dokumenty chłopaka.
Radej potrafi łączyć sprawną realizację z niebanalną myślą, nie obca jest mu również umiejętność snucia gęstej, wielowątkowej, ale czytelnej opowieści, która potrafi wzruszyć i chwycić za gardło. To kino równie udane, co pełnometrażowe produkcje historyczne spod znaku „Czarnego czwartku” czy „Bogów”.
Komentarze (0)