Krakowski Festiwal Filmowy – „Na strajk!”, reż. Stanisław Horodecki

Prywatne miesza się tu z wielką historią, a wspomnienia z teraźniejszością. To wszystko okazuje się należeć do jednego myślowego kontinuum chorego na Altzheimera mężczyzny. Pewnego dnia jego wnuk ma się nim zająć jedynie przez godzinę – to wystarczyło, by na zawsze odmienić ich relacje.

Strajk – ten z lat 70. w Gdyni. Od niemal półwiecza na nowo bierze w nim udział mężczyzna, nieustannie wciąż w myślach obalając komunizm, choć od dawna na jego piersi dumnie połyskuje medal otrzymany za zaangażowanie w tamte wydarzenia. Codziennie rano zaparza w termosie kawę, by być gotowy na strajk. Ten dzień niczym się nie różni od pozostałych, oprócz jednego, tym razem mężczyźnie faktycznie udaje się wyjść z domu – wnuk go nie upilnował. Jednak chwila nieuwagi i chłopak musiał rozdzielać dziadka, szarpiącego się na ulicy z jakimś mężczyzną. Cóż, choroba.

No właśnie – Horodecki robi wszystko, byśmy tak pomyśleli. Tak samo zresztą jak bohater. Prawda jest jednak inna, znacznie ciekawsza i rekonfigurująca relacje dziadka z wnukiem. To nie był przypadkowy mężczyzna, lecz stary znajomy – i to raczej babci. Gdy już się wydaje, że ewentualny zwrot akcji wciągnie nas w polityczne spory, uwikła w sprawy wielkiej, wciąż w Polsce nierozliczonej, historii, zostajemy zaskoczeni nagłym powiązaniem publicznego z prywatnym. W ten sposób młody reżyser daje nam wspaniałą lekcję życia, które nigdy do końca nie oddziela tych dwóch płaszczyzn.

Dzięki temu tytułowe, wykrzykiwane codziennie rano przez dziadka „na strajk!” otrzymuje nowe znaczenia – dalekie od polityki i zamierzchłych ideologicznych sporów, ale jeszcze mocniej wikłające bohatera w niepozałatwiane sprawy z przeszłości. Bo okazuje się, że miniony czas może na nas oddziaływać nawet, gdy o nim zapomnimy.

Ocena: 6/10