Jeżeli miarą poziomu filmu dokumentalnego jest jego bohater, to „Miłość bezwarunkowa” zasługuje na wszelkie nagrody! Ale babcia reżysera, którą z wielką, choć momentami niełatwą miłością portretuje, to nie jedyny walor znakomitej „Miłości bezwarunkowej”.
Podczas seansu dość szybko stają przed oczami znane sceny z klasyka polskiego dokumentu – „Takiego pięknego syna urodziłam”, choć jakby odwrócone. Ponownie mamy bowiem młodego dokumentalistę, który ponownie nakierowuje kamerę na członka swojej rodziny, by tyleż opowiedzieć o niej, co o sobie i łączących ich, niełatwych relacjach. Wierzę, że to, co udało się uchwycić Rafałowi Łysakowi będzie miało podobną społeczną wartość do tego, co przed laty udokumentował Koszałka.
Babcia dokumentalisty w niczym jednak nie przypomina matki autora „Czerwonego pająka”. Jest radosna, przemiła, przesympatyczna, a miłość wręcz wylewa się jej uszami. Tylko czasami uśmiech znika z jej twarzy. Wtedy potrafi nawet powiedzieć wnukowi, że już go więcej nie będzie kochać. Dzieje się tak wtedy, gdy Łysak przypomina jej, że nie poderwie swojej operatorki, którą upodobała sobie babcia. Nie ma również co liczyć na to, że w końcu przyprowadzi narzeczoną. Upragnionych prawnuków raczej też się nie doczeka. Bo Rafał jest gejem, co zdecydowanie przerasta możliwości percepcyjne starszej osoby. Zwyczajnie wprowadza w zakłopotanie, bo do tej pory była przekonana, że „pedalstwo”, jak mówi, to jakieś zboczenie.
Łysak być może nie atakuje swojej babci tak agresywnie, jak robił to Koszałka, ale kwestia seksualnych preferencji wnuka w ich rozmowach nieustannie wychodzi na pierwszy plan. Starsza kobieta jest najukochańszą osobą na świecie, oddałaby za swojego wnuczka absolutnie wszystko, ale zwyczajnie nie jest w stanie przejść do porządku dziennego nad jego tożsamością. Dlatego błaga i grozi, wznosi modły i nie ustaje w nadziei, że jej wnuczek pewnego dnia „odmieni się”.
Kobieta nie robi tego ze złej woli, uprzedzenia czy religijnego fanatyzmu, lecz ze swoiście rozumianej miłości. Bo „Miłość bezwarunkowa”, jak głosi już sam tytuł, to faktycznie film o tym najpotężniejszym z uczuć. Reżyserowi udało się bowiem uchwycić nie tylko uśmiech babci na jego widok i rozpacz nad jego tożsamością, ale może przede wszystkim wielki ból i smutek. Łysak skupił się nie tylko na sobie, ale w równym stopniu na swojej bohaterce i jej powoli odsłanianej przeszłości. To tam tkwi źródło jej alergicznej reakcji na wieści o preferencjach wnuczka. Kobieta swego czasu była adorowana przez wielu mężczyzn, ale ostatecznie została sama i dziś może się cieszyć jedynie nieczęstą obecnością wnuczka. Wie, że samotność to najgorsza rzecz na świecie, dlatego tak bardzo się boi, że taki sam los czeka jej Rafała. Jest w stanie zaakceptować jego ukochanego, którego z miejsca zaczyna traktować jak członka rodziny, ale najbardziej boli ją to, że chłopak nie doczeka się dzieci.
„Miłość bezwarunkowa” to wyjątkowy dokument, płynący z serca, ale również z potrzeby publicznego przedyskutowania tego, co często jest tabu w zamkniętych, czterech ścianach polskich rodzin. Reżyser opowiedział o tym bez lęku, bez zawstydzenia, ale również bez agresji czy zacietrzewienia. W dokumencie czuć wzajemny szacunek dwójki bohaterów, bo każdy z nich doskonale zdaje sobie sprawę, że wszystko co robi druga osoba jest podyktowane tylko i wyłącznie miłością. Gdybyśmy wszyscy potrafili tak rozmawiać, świat byłby znacznie lepszym miejscem.
Komentarze (0)