Film Piotra Małeckiego ogląda się jak padający deszcz na spokojną taflę mazurskiego jeziora. Niby nuda, niby nic się nie dzieje, ale przecież nie można oderwać oczu. „Jerzy i Jerzy na Jeziorach” ma to, co najlepsze przykłady slow cinema. Jego nicniedzianiesię śledzi się w wielkim napięciu, ze strachem przed zmąceniem tego błogiego letargu nieoczekiwanym zwrotem akcji czy kompletnie niepotrzebnym emocjonalnym fajerwerkiem.
I na szczęście nic takiego nie następuje. A my możemy rozkoszować się podglądaniem dwóch staruszków, którzy wbrew chorobom i upływowi czasu wciąż kultywują swoją pasję – jachty. „Jerzy i Jerzy na Jeziorach” to nietypowe buddy movies – nieśpieszna, dokumentalna obserwacja kilku letnich dni z życia dwójki starych przyjaciół, którym czas upłyną na zwijaniu i rozwijania żagli, układaniu pasjansa, paleniu ognisk i wynoszeniu śmieci. Naprawdę, poza tymi czynnościami, niby nieistotnymi, a przecież w czasie wakacji urastającymi do rangi kluczowych, nie dzieje się w filmie nic więcej. Ale dzięki temu możemy je docenić, poczuć ich wartość i zatęsknić za nieśpiesznym rejsem małą łajbą po mazurskich jeziorach.
Momentami można byłoby uznać to wszystko za jakąś złośliwą formę filmowego żartu, ale twórcy zachowują powagę do samego końca, oferując wyjątkowe w tych pośpiesznych czasach doświadczenie kompletnego spowolnienia i medytacji nad leniwie płynącym czasem. Świat wygląda zupełnie inaczej, gdy przez dłuższą chwilę istnieje tylko padający deszcz na spokojną taflę mazurskiego jeziora.
Komentarze 2 komentarze
Dzień dobry;
Gdzie można ten film wypożyczyć online?
Dzień dobry, Obawiam się, że może być problem ze znalezieniem tego filmu online. Trzeba pewnie polować podczas festiwali filmowych.