Krakowski Festiwal Filmowy – „Duszyczka”, reż. Barbara Rupik

Akcja animacji Barbary Rupik rozgrywa się na powierzchni obrazu – i to w dwojakim sensie. Po pierwsze, twórczyni podkreśla malarskie walory strony wizualnej swojego dzieła. Jednym z głównych środków wyrazu jest tu faktura grubo nałożonej farby, która sąsiaduje obok niemal niezamalowanych skrawków wyeksponowanego płótna. Opowiada zatem za pomocą maszynerii typowo malarskiej. Po drugie, „Duszyczka” jest erudycyjnym popisem, który można byłoby pokazywać na egzaminie studentom historii sztuki, by wskazali wizualne nawiązania do znanych dzieł i malarzy. Film Rupik wygląda, jakby był rejestracją obrazu, który niespodziewanie na naszych oczach ożył.

Użycie słowa „ożył” w kontekście „Duszyczki” jest dość zabawne, bo film jest przesiąknięty śmiercią i rozkładem. Rozpoczyna się od obrazu gnijących ludzkich zwłok, z których wychodzi tytułowa duszyczka. W ten sposób rozpoczyna swoją przechadzkę po zaświatach, zaludnianych przez postacie wprost zaczerpniętych z romantycznej wyobraźni, zaprawionej wrażliwością Boscha, Muncha, a nawet Lyncha. Spacer przeraźliwie białej ludzkopodobnej istoty odbywa się bardziej po kolejnych kartach historii sztuki i kultury niż po jakiejś mniej lub bardziej realnej przestrzeni. Postać trafia do piekła, będącego skrzyżowaniem wizji Boscha z estetyką Antoniego Tapiesa, doświadcza trwogi znanej z dzieł ekspresjonistów i odurza się swądem zaświatów przypominającym odór unoszący się nad obrazami Chaima Soutine’a.

Ale to nie śmierć i potępienie jest tematem „Duszyczki” – w tej turpistyczno-ekspresjonistycznej rzeczywistości życie ma status ambiwalentny. Wydaje się totalnie pokonane, już na wstępie symbolizowane przez nic nieznaczącą kupkę rozkładającego się ciała. Wydaje się, że to moment tryumfu tego, co niematerialne i wiecznotrwałe. Ale krótka przechadzka po wyjątkowo nieprzyjaznych zaświatach okazuje się dla duszyczki prawdziwą katorgą, a nie zapłatą za doczesną niedolę. Romantyczny bestiariusz wypełniający ten świat zachęca do podążania za wyróżniającym się na szaro-buro-sinym światem czerwonym, pulsującym punktem, który być może miał symbolizować życie. Rupik zasiała w nas i swoim bohaterze, wytrzeszczającym na światełko oczy, nadzieję buddyjską – wiecznego powrotu. Ale ostatecznie Rupik okazała się pesymistką – bo w jej wizji wygrała opcja chrześcijańska, gdzie ciało obumiera, a dusza ma radować się wiecznym życiem. Niestety, duszyczka trafiła najwyraźniej do piekła.

„Duszyczka” to dzieło świetnie wykorzystujące formę wchodzącą w dialog z opowieścią. Rupik prowadzi narrację w sposób niezwykle oszczędny, oparty na symbolizmie i sugestii. Wprowadza nas w świat zapomnianej wrażliwości i wyobraźni, która przez długie wieki – od średniowiecznych pasji po dwudziestowieczny ekspresjonizm – formowały sposoby myślenia o życiu, śmierci, nadziei i rozpaczy. A przy tym obdarza te obrazy zupełnie nieoczekiwaną dawką wyjątkowo makabrycznego humoru.

Ocena: 7/10