Krakowski Festiwal Filmowy – „Córka”, reż. Mara Tamkovich

„Ojciec” – tak powinien brzmieć tytuł tego filmu, bo to właśnie on jest tu najważniejszą postacią. Poznajemy go w dniu szesnastych urodzin córki, gdy z tortem w ręku wchodzi do domu. Ale zamiast uśmiechniętej jubilatki, zastaje ją leżącą w kałuży krwi. Dziewczyna chciała wywołać poronienie – nieskutecznie.

Gdy mężczyzna dowiaduje się, że jego nieletnia, samotnie wychowywana córka jest w ciąży, od razu zakłada, że był to gwałt. Sama córka za wiele nie pamięta, ale też, najwyraźniej, nie chce o tym rozmawiać. Mężczyzna więc idzie prosto na policję i do adwokata, a gdy nikt nie chce zająć się sprawą, postanawia wszcząć własne śledztwo.

„Córka” jest próbą podjęcia dyskusji na temat aborcji oraz piętnowania i poniżania ofiar gwałtów. Udaną, niestety, połowicznie. Reżyserka pragnie stworzyć z ojca postać niczym z powieści Kafki – zagubionego w urzędniczych absurdach, zaklętego w sytuacji bez wyjścia. Nie robi jednak wszystkiego, byśmy mogli uwierzyć, że wina leży tu tylko po stronie bezdusznego systemu. Twórczyni jednoznacznie staje w obronie nastolatki, którą stylizuje na cichą, ułożoną i równie bezradną, jak ojciec. Całkowicie wyklucza możliwość, że do gwałtu nie doszło, a ciąża jest efektem być może lekkomyślnej i podjętej pod wpływem alkoholu, ale jednak dobrowolnej decyzji. Jest dokładnie taka sama jak jej bohater, który również nie bierze takiej opcji pod uwagę – i o ile ojca można zrozumieć, przecież zna swoją córkę najlepiej, to jednak twórca nie może pewnych rzeczy przyjmować zbyt pochopnie.

Reżyserka powinna przekonać nas do wersji wydarzeń, w którą jej bohater wierzy bezgranicznie. Inaczej postać ojca staje się nie tyle tragiczna, co raczej w najlepszym wypadku godna pożałowania – bezsilna, zbyt słaba, by cokolwiek wskórać. Sprawia wrażenie źle zbudowanej – z jednej strony nieugiętej, ale z drugiej bezradnej. Dziwić może przede wszystkim jego stosunek do samej córki, z którą nie rozmawia, nie wspiera, nie chce jej pomóc, a przy okazji czegoś się od niej dowiedzieć. Jego opieka ogranicza się jedynie do próby ujęcia sprawcy, wydaje się jednak, że z punktu widzenia dziewczyny to najmniej istotna kwestia. Dlatego tym bardziej nie przekonuje zakończenie, które nie pasuje do charakterystyki ojca, który nie potrafi dyskutować czy to z dyrektorką, ojcem chłopaka, u którego jego córka była na imprezie, czy adwokatem. Winę za nieprzekonującą sylwetkę ojca ponosi również brak odpowiednio poprowadzonej dramaturgii. Nie czuć, że ojciec przechodzi przez pewien proces, że bezradność w nim powoli narasta, by ostatecznie eksplodować – przez to finał wypada zbyt chłodno i kompletnie niewiarygodnie.

 Ocena: 4/10