Bardzo smutna, choć niepozbawiona subtelnego humoru, animowana historia o pewnym polarnym niedźwiedziu, który pragnie zasięgnąć porady psychologa. Jego problemem jest dojmująca samotność, bo wszystkie zwierzęta zamieszkujące mroźne ostępy dalekiej północy panicznie się go boją – renifery uciekają w popłochu, ryby nie chcą mieć z nim niczego wspólnego, nawet foki i białe lisy dostają zawału na jego widok.
Bernard natomiast głęboko w serduszku jest bardziej misiem niż niedźwiedziem. A wprawiająca w popłoch jego zwalista aparycja okazuje się prawdziwym przekleństwem, bo pod wielką górą mięśni skrywa się jeszcze większe serce. Oglądamy kolejne próby zaprzyjaźnienia się bohatera z polarnymi zwierzętami. Miś szuka przyjaciela zarówno na lodowym lądzie, na niepewnych płytach kry, a nawet daje nura pod wodę. Wszystko jednak na nic. Zwierzaki widzą w nim bowiem tylko groźnego drapieżnika. Film Oparowskiej staje się więc metaforą braku akceptacji inności, a raczej zbyt rychłego oceniania innych po pozorach – stara się dowieść, że nie każdy niedźwiedź chce cię pożreć.
Opowiadana historia jest niezwykle prosta i krótka – w sam raz na osiem minut trwania animacji. Jej największym walorem nie jest nieszczególnie oryginalna fabuła, a wrażliwość wizualna, nawiązująca do rysowanych historii przeznaczonych dla młodszych widzów, gdzie na tle wszechobecnej bieli pojawiają się jedynie malutkie wysepki szaroburego koloru. Jednak zdecydowanie najwięcej dla melancholijnego klimatu filmu robi wibrująca muzyka Mikołaja Trzaski, który swoim saksofonem wydaje się sympatyzować z głębią smutku tytułowego bohatera.
Komentarze (0)