Jesień Filmowa – „Raving Iran”: W pułapce własnej kultury

Autorce dokumentu muzycznego „Raving Iran” – Suzanne Reginie Meures – przy okazji portretowania nielegalnej sceny techno w Iranie, udało się poruszyć kilka kluczowych problemów współczesnego świata. Kolejny raz okazało się, że kultura popularna znajduje się w centrum politycznych i religijnych konfliktów i przez jej pryzmat bardzo dobrze można obserwować ważne zmiany zachodzące w „globalnej wiosce”. Wbrew pozorom „Raving Iran” najmniej mówi o muzyce i imprezach, a znacznie więcej o mechanizmach dyscyplinowania, opresji cenzury i światowych przepływach obrazów, dźwięków i ludzi.

Najważniejsze zdanie w filmie pada z ust jednego z dwóch głównych bohaterów – młodego dj-a z Teheranu. Mówi, że nie jest w stanie wieść swojego życia w miejscu, gdzie się urodził. Ta refleksja dla człowieka mieszkającego na Zachodzie wybrzmiewa banalnie. Gdy możemy uczyć się w najlepszych uczelniach Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, a pracować w każdym zakątku globu, trudno narzekać, że miejsce, w którym mieszkamy w jakikolwiek sposób nas ogranicza. Sprawa przedstawia się zupełnie inaczej dla osoby, która urodziła się w Teheranie, Tunisie, Damaszku czy Marrakeszu. Swobodnie i globalnie przepływające strumienie obrazów i dźwięków docierają w najróżniejsze miejsca na świecie, wpływając na gusta, marzenia i tożsamości. Wraz z produktami popkultury nie przychodzi jednak powszechne pozwolenie na praktykowanie kreowanego przez nie stylu życia. Miejsce, w którym się żyje – z określoną kulturą, polityką i religią – ogranicza możliwości wyrażania siebie.

Dwaj młodzi dj-ie tworzący muzykę techno, nie mogą legalnie rozwijać swojej pasji, gdyż w Iranie muzyka elektroniczna jest zakazana. Nie tylko nie można jej wykonywać w miejscach publicznych, ale nawet na zamkniętych, ekskluzywnych imprezach. Muzycy mogliby co najwyżej tworzyć kawałki „do szuflady”, co oczywiście mija się z jakimkolwiek celem. W filmie znajduje się znakomita scena, przygotowana, jak się zdaje, specjalnie na potrzeby dokumentu, w której bohaterzy idą do ministerstwa kultury, by dostać pozwolenie na wydanie swojej płyty. Okazuje się, że wszystko, co znajduje się na okładce, począwszy od anglojęzycznej nazwy zespołu po jej kształt w formie twarzy, jest niezgodne z prawem. Podobnie jak zawartość płyty, czyli uznana za „szatańską” muzyka techno. Pozostaje im jedynie wydanie jej własnym sumptem na czarnym rynku, co zdaje się być dość powszechną w Iranie praktyką, ufundowaną na rozbudowanym systemie łapówek.

Zabawa z władzą w nieustające podchody nie wydaje się satysfakcjonującym rozwiązaniem. O ile można próbować organizować nielegalne imprezy na odległej od miasta pustyni, czy sprzedawać płyty spod lady, trudno permanentnie maskować tożsamość. Jedynym rozwiązaniem wydaje się więc porzucenie własnej kultury i pojechanie tam, gdzie będzie można bez problemu żyć własnym życiem. W tym celu dwóch przyjaciół poszukuje festiwalu, który ich zaprosi, by móc dzięki temu starać się o wizę. Dokumentalistka skupiła się właśnie na ich przygotowaniach do wyjazdu, wizytach w konsulacie i urzędach. Udaje się także wraz z nimi do Szwajcarii, gdzie bohaterowie mają zagrać na dużej imprezie muzycznej w Zurychu. W tym fragmencie filmu autorka poruszyła kolejny istotny problem współczesności – palącą kwestię imigrantów, szczególnie tych z Bliskiego Wschodu. „Raving Iran” pokazuje, że nie tylko uchodźcy z krajów objętych działaniami wojennymi chcieliby wydostać się na Zachód. Nie tylko bezpośrednie zagrożenie życia jest powodem, by starać się o prawo stałego pobytu. Równie opresyjne mogą okazać się normy naszej własnej kultury, wpływające na kreowanie całej siatki zakazów i nakazów niekorespondujących z wyznawanymi przez obywateli wartościami.

Przypadek Iranu jest dość szczególny, ale wydaje się jedynie zradykalizowaną formą ustroju, do którego dąży się obecnie w kilku krajach świata zachodniego. Postępująca rewolucja konserwatywna nie tylko dotyka kraje Europy środkowo-wschodniej, jak choćby Polskę, ale również państwa, które wydawały się do tej pory ostojami wolności, jak choćby Wielką Brytanię czy Stany Zjednoczone. Przykład krajów Arabskich, które kreuje się na główne zagrożenie dla Zachodu, może być ostrzeżeniem przed konsekwencjami radykalizacji polityki i manipulowania przy swobodach obywatelskich.

Choć w filmie nie ma za wiele muzyki, ani scen pokazujących nielegalne imprezy techno, na które można byłoby liczyć, biorąc pod uwagę tytuł dokumentu, to ten brak zostaje zrekompensowany intrygującą warstwą intelektualną. Meures odnalazła w dalekim Iranie bohaterów, przez pryzmat których mogła opowiedzieć o niezwykle aktualnych, a przy tym powszechnych problemach wynikających z globalizacji, religijnego fanatyzmu, postępującego konserwatyzmu i pogłębiających się uprzedzeń. Nasza własna kultura może stać się w każdej chwili pułapką, z której będziemy chcieli się wydostać. Tylko od aktualnej politycznej konfiguracji zależy, czy będzie to możliwe.