Ale Kino #3 – „Nierozłączne”: Litania do najczystszego serca siostrzanego

Osiemnastoletnie siostry bliźniaczki Daisy i Viola są nierozłączne – dosłownie, bo są ze sobą zrośnięte biodrami. Nie tylko spędzają w swoim towarzystwie cały czas, ale gdy jedna z nich je coś niezdrowego, drugą boli żołądek, gdy jedna pije alkohol, druga się upija, gdy wreszcie jedna się zakochuje, druga czuje w brzuchu motyle. Właśnie niespodziewane uczucie do poznanego mężczyzny pobudza w jednej z nich pragnienie rozdzielenia, by móc połączyć się z ukochanym. Problem w tym, że rodzice wmówili im, że dziewczyn nie da się od siebie oddzielić.

Reżyser „Nierozłącznych” – Edoardo De Angelis – wykreował na ekranie nieco nierealistyczny świat, zbudowany z popkulurowo-dewocjonalnego kiczu. Dziewczyny mają piękne głosy i równie atrakcyjne buzie, co cwaniakowaty ojciec potrafił wykorzystać, robiąc z „niezwykłości” swoich córek atrakcję na sprzedaż. Jeździ z nimi, niczym szef obwoźnej trupy cyrkowej, po włoskiej prowincji i wystawia do słuchania i oglądania na organizowanych z wyjątkowo złym smakiem weselach czy uroczystościach pierwszokomunijnych. W interesie chętnie partycypuje lokalny proboszcz, który widzi w dziewczynach miejscowe święte, mające stać się fundamentem budowanej religijnej wspólnoty. Przy okazjach święceń, procesji i świąt chętnie pokazuje się w towarzystwie sióstr, które ponoć słyną z cudownego daru uzdrawiania.

Ta celowo kiczowata baśń ma niestety wiele, jak to baśnie, wspólnego z rzeczywistością. Reżyser za pomocą hiperbolizacji wyłuszczył ludzką niegodziwość, chciwość, ale również naiwność, łatwowierność i bezmyślność. Dzięki jaskrawej, charakterystycznej formie, stworzył opowieść o młodych kobietach zatrzaśniętych w więzieniu własnego ciała i przeklętej niezwykłości. „Nierozłączne” to poruszająca, choć drapieżna i daleka od czułostkowości, przypowieść z głębokiej włoskiej prowincji, na której króluje dewocja, hipokryzja i zabobon.

De Angelis skupił się jednak przede wszystkim na dramacie dziewczyn, które utknęły między biologią, a czysto ludzkimi, lecz wyjątkowo brudnymi interesami. Włoski reżyser jest pesymistą. Opowiadając upstrzoną kiczowato religijną symboliką historię, zdaje się przekonywać, że nigdy nie ucieknie się od tego, kim się jest i skąd się pochodzi – nawet jeżeli bardzo się tego pragnie. Rozwiązaniem może być tylko ostatecznie dramatyczna decyzja, bądź czysty akt miłości.

Ocena: 6/10