60. Krakowski Festiwal Filmowy – „Sukienka”, reż. Tadeusz Łysiak

Trudno o bardziej gorzki film. Łysiak dotyka tego, na co wielu nawet nie chce patrzeć. Nie boi się spojrzeć w twarz niegodziwości, obmierzłości, temu, co zwyczajnie wstrętne. A przy tym jest niestrudzonym poszukiwaczem nadziei, poezji i piękna. Nie poddaje się, choć nie ma w nim ani krztyny naiwności.

Tytułowa sukienka jest symbolem niemal nieosiągalnych aspiracji, które dla większości są banalną codziennością. Ten zwykły przedmiot wskazuje na przepaść, jaka dzieli część społeczeństwa, odgradza pewną grupę ludzi od reszty. Jest wyrazem rozpaczy. Ale też malutkiej nadziei.

Sukienka marzy się Julii. Nie byłoby w tym niczego godnego zainteresowania, gdyby nie to, że kobieta jest karlicą i potrzebuje nowego ubrania jak najszybciej. Ale to nie takie proste. Nie ma sklepów z jej rozmiarówką, a krawiec może coś uszyć najwcześniej na za dwa tygodnie. Suknia jest tu jednak tylko metaforą. Łysiak wcale się na niej nie skupia. Ostatecznie udaje się zażegnać kryzys i znaleźć coś na szybko. Młody reżyser więcej miejsca poświęca swojej bohaterce, która ma jedno marzenie – chce być zwykłą kobietą. Inność bowiem okazuje się przekleństwem.

W tym stwierdzeniu niby nie ma niczego nowego, ani oryginalnego. Wiadomo, że lepiej jest się roztopić w tłumie, być takim jak większość i nie odstawać od grupy. Chyba, że wyrasta się ponad innych. Julia nie wyrasta na pewno, na dodatek jest ofiarą nieustannych żartów i pobłażania. Siłą filmu Łysiaka jest realizm emocji i bezkompromisowość w pokazywaniu ludzkiej bezwzględności, która rani do głębi. Miesza kino społeczne z romansem, lecz tylko po to, by pogrzebać naszą wiarę w ludzi. Najgorsze jest chyba to, że pokazywane przez niego zachowania i emocje są tak bardzo autentyczne. A jest tu i samotność, i  pożądanie, i zauroczenie, i odraza, i rozpacz. Każda z tych emocjonalnych nut wybrzmiewa tu donośnie i czysto. Wprowadzając nas w zakłopotanie zrozumienia i żalu. Nie ma tu jednak miejsca na litość. Jest raczej gniew i niezgoda – które jednak niczego nie zmienią. I uświadomienie tego jest największym osiągnięciem tego filmu. Jednocześnie – najbardziej bolesnym.

Ocena: 7/10