60. Krakowski Festiwal Filmowy – „Kamień”, reż. Bartosz Kozera

Film Bartosza Kozery przywodzi na myśl niedawny hit krakowskiego festiwalu – „Atlasa” Macieja Kawalskiego. Szpital psychiatryczny zastąpiono tym razem żeńskim zakonem. Kilka innych szczegółów również się nie zgadza, ale konstrukcja i ton są niemal identyczne. „Kamień” również operuje nieoczywistym humorem, daje do myślenia i prowadzi widzów ku finałowej, zaskakującej puencie.

Tytułowy obiekt leży nieopodal klasztoru. Lubią przy nim odpoczywać zakonnice. Pewnego dnia, oparta o jego zimna powierzchnię siostra doświadcza cudu – zostaje uzdrowiona, może porzucić wózek inwalidzki i stanąć na własnych nogach. Matka przełożona nie może przeoczyć takiej okazji – to przecież prestiż dla zakonu, dla kurii, no i kilka ładnych domów pielgrzyma można byłoby wybudować. Zaczyna więc starania o oficjalne zatwierdzenie cudu przez Watykan. A nie jest to takie proste. Tym bardziej, że drugą osobą, która doświadcza uzdrowienia jest rabin – a to się nie godzi, gdzie w tym Kościół Katolicki? Gdzie dogmaty? Gdzie Matka Boża?   

Kozera porusza poważne problemy – na czele z potrzebą ekumenizmu i grzechem zachłanności – choć operuje tonem wyjątkowo niepoważnym. No bo jak nie wybuchnąć śmiechem, jeśli rolę papieża odgrywa… Krzysztof Materna! Najmocniejszą stroną filmu jest jednak konstrukcja dramaturgiczna, która w prosty i czytelny sposób wiedzie ku zaskakującej puencie, niosącej śmiech, ale przez łzy. Kozera daje swoim filmem nauczkę – nie wyśmiewa wiary, wręcz przeciwnie, staje w jej obronie, ale w duchu ekumenizmu i pokory. Oczyszcza ją z instytucjonalizmu, obłudy, interesowności, hipokryzji. Pozostawia czyste zawierzenie sile wyższej – czym ona by nie była. Dość nieoczywista to wymowa filmu tak pełnego dezynwoltury.   

Ocena: 7/10