60. Krakowski Festiwal Filmowy – „Dalej jest dzień”, reż. Damian Kocur

Damian Kocur z filmu na film krystalizuje swój styl. Z każdą kolejną jego krótkometrażówką coraz bardziej czekamy na pełnometrażowy debiut. Można odnieść wrażenie, że Kocur próbuje swoich sił w różnych gatunkach i tonacjach, szukając sobie najbliższych. Po psychologicznym kinie społecznym, czyli „Powrocie”, nietypowym melodramacie – „Nic nowego pod słońcem” – komedii „1410” i kameralnym dramacie „Moje serce” przyszedł czas na kino społeczne, ale uszyte na miarę intymnej historii o dwóch samotnikach. O skali talentu Kocura niech zaświadczy fakt, że w każdym z tych gatunków reżyser czuje się znakomicie.

Mimo różnicy w tonacjach, Kocur wyrobił swój własny charakter pisma. Szczególnie chętnie sięga po naturszczyków, którzy dodają jego filmom autentyczności, ale również nieco żartobliwości. Takie było „Nic nowego pod słońcem” i „1410”, takie jest również „Dalej jest dzień”, choć tym razem mniej jest tonów komediowych, a więcej melancholii.

Kocur odwołał się do kwestii uchodźców i wykorzystał ją, by opowiedzieć o osobach tak bardzo różnych, że aż każdy we własnej samotności potrafił nawiązać z drugim kontakt. Główny bohater pracuje przy moście pontonowym. Gdy ktoś – na przykład pies – chce się dostać z jednego brzegu na drugi, mężczyzna rusza swoją machiną. Podczas jednego z kursów zauważa mężczyznę, który próbuje przepłynąć rzekę wpław. Okazuje się, że to uchodźca, starający się przez polską granicę dostać się do Niemiec, gdzie czeka na niego rodzina.

Mężczyzna z Bliskiego Wschodu i Polak nie mówią we wspólnym języku. Gdy uchodźca opowiada o rodzinie w Niemczech, główny bohater odpowiada mu historią o tym, jak to żona od niego odeszła. Szybko jednak okazuje się, że słowa nie mają większego znaczenia, a liczą się intencje. Polak ukrywa mężczyznę przed policją, zabija najtłustszą kurę i gotuje rosół, by uciekinier wyzdrowiał po kąpieli w rzece.

Wzajemne uprzedzenia ustępują. Ale to nie jest film o otwarciu na drugiego, obcego. To film o niekoherentnych oczekiwaniach, bólu rozczarowania i dojmującej samotności, od której znaczenie lepsze jest śmianie się z żartów, których się nie rozumie. Kocur znakomicie wykorzystał ważny i aktualny temat, by przez jego pryzmat opowiedzieć o tak bardzo intymnych i uniwersalnych sprawach. Szybko ucieka od polityki i doraźności, by spojrzeć na tragedię głębiej – dostrzegając ją nie tylko w ciężkim losie uchodźcy, ale również samotnego mężczyzny z rodzimej prowincji. Jest w tym tak dużo czułości i empatii, że trudno nie przejąć się tym podwójnym i dość nieoczekiwanym dramatem.

Ocena: 7/10