50 NAJLEPSZYCH POLSKICH FILMÓW 2010-2019. MIEJSCA 36-40

2019 rok kończy lata 10. XXI wieku. To znakomity moment, by podsumować to, co działo się w polskim kinie przez ostatnie dziesięć lat. A działo się bardzo wiele. Polski film zgarnął Oscara, mieliśmy swoich reprezentantów w konkursach najważniejszych festiwali filmowych, a nawet otrzymywaliśmy na nich prestiżowe nagrody. W końcu ostatnie dziesięć lat to także znakomity czas pod względem popularności rodzimego kina i okres zwyżkujących statystyk frekwencji. Polskie kino jest cenione na świecie i lubiane w kraju. W tym czasie powstało znacznie więcej niż 50 filmów godnych uwagi, dlatego tę listę, która będzie sukcesywnie uzupełniana, potraktujcie jako przewodnik po najważniejszych tytułach mijającej dekady. Zapoznajcie się z filmami, które znalazły się na miejscach od 36 do 40.

40. Jestem mordercą, reż. Maciej Pieprzyca

To była niezła dekada dla Macieja Pieprzycy, który dość niespodziewanie swój najlepszy film utrzymał w konwencji kryminału. Choć nie do końca, bo „Jestem mordercą” jest kryminałem jedynie pozornie. To kino przełamujące bariery gatunkowe, psychologicznie odważne i także w niezwykle ciekawy sposób odwołujące się do naszej przeszłości.

Recenzja: W polskim kinie panuje występek i zbrodnia. Obok kryminałów zaczyna się wytwarzać cały nurt filmów opowiadających o mordercach. „Jestem mordercą” jest drugim obok „Czerwonego pająka” obrazem, który nawiązuje do autentycznych wydarzeń z okresu PRL-u, związanych z grasującymi wtedy seryjnymi mordercami. Co ciekawe, żaden z tych filmów nie wykorzystał gatunku najbardziej przy tym temacie oczywistym, czyli właśnie kryminału, czy choćby thrillera. Oba koncentrują się na psychologii – czy to mordercy, czy też śledczych. Film Pieprzycy jedynie zaczyna się jak klasyczna opowieść o poszukiwaniu seryjnego mordercy – najbliżej byłoby mu, być może, do „Zodiaka” Finchera. Jednak szybko się okazuje, że milicyjne śledztwo jest zaledwie prologiem do głównej części, która koncentruje się na postaci szefa zespołu mającego na celu znalezienie sprawcy brutalnych morderstw na kobietach na Śląsku w późnych latach 70.  Czytaj dalej.

39. Czerwony pająk, reż. Marcin Koszałka

Jeden z najbardziej znanych polskich dokumentalistów, a zarazem ceniony operator, postanowił sprawdzić się również jako reżyser w fabule. I okazało się, że Marcin Koszałka jest znakomity również i w tej dziedzinie. Jego „Czerwony pająk” skupia w sobie wszystko, co najlepsze w dotychczasowej karierze autora „Takiego pięknego syna urodziłam” – te same traumy, lęki i perwersyjne fascynacje zostały zamienione w niezwykle oryginalną i wysmakowaną warstwę wizualną. „Czerwony pająk” to kino prowokacyjne, odważne i ze wszech miar autorskie.

38. Córki dancingu, reż. Agnieszka Smoczyńska

Gdybym robił ranking najoryginalniejszych i najbardziej zaskakujących polskich filmów ostatnich dziesięciu lat, to „Córki dancingu” prawdopodobnie by w nim tryumfowały. Jest to bowiem szalone połączenie horroru z musicalem, opowiadające o krwiożerczym obliczu warszawskich syrenek, które zarabiają na życie, tańcząc w nocnym klubie. Smoczyńska tym filmem objawiła swój talent, który, mam wrażenie, wciąż jeszcze nie rozbłysł pełnym blaskiem.

Recenzja: Gdyby ktoś chciał sporządzić przepis na idealny debiut, powinien zaczerpnąć rady od Agnieszki Smoczyńskiej. Jej „Córki dancingu” powinno się pokazywać młodym twórcom jako wzór tworzenia swojego pierwszego filmu. Nie dlatego, że jest on artystycznie spełniony czy trudno doszukać się w nim wad. Przeciwnie, jest ich w nim całkiem sporo, ale znajduje się w nim także coś znacznie istotniejszego. Czytaj dalej.

37. Ikona, reż. Wojciech Kasperski

Polskie kino od lat jest silne filmem dokumentalnym. I choć fabuły w końcu im dorównały, to kino niefikcjonalne nie obniżyło lotów. „Ikona” to pierwszy dokument w tym zestawieniu, ale – obiecuję – nie ostatni. Dzieło Kasperskiego, nakręcone w głębi Rosji, rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym, składa się głównie z obrazów niemych twarzy pacjentów, a mówi o tajemnicach ludzkiej duszy, znaczeniu szaleństwa i świętości.

Recenzja: „Gdzie znajduje się ludzka dusza?” – pyta na początku filmu „Ikona” sędziwy psychiatra, ordynator szpitala w dalekim Irkucku. Reżyser dokumentu – Wojciech Kasperski – próbuje odnaleźć jej cząstkę w twarzach tamtejszych pacjentów. Ich nieprzenikniony wzrok sugeruje, że spoglądają na inną niż doczesna rzeczywistość. Przekonanie, że oczy osób wyrzuconych na margines społeczeństwa – gromadzonych w przeludnionych szpitalach – są bramą do transcendencji, jest źródłem jedynej nadziei, jaka tli się w ukazanym świecie. Czytaj dalej.

36. Serce miłości, reż. Łukasz Ronduda

Łukasz Ronduda jest autorem jednej z najciekawszych tendencji polskiego kina ostatnich lat, czyli filmów o współczesnych rodzimych artystach, które nie są klasycznymi biografiami. Po „Performerze” z Oskarem Dawidzkim nakręcił „Serce miłości” o artystycznym i miłosnym napięciu istniejącym między Wojciechem Bąkowskim a Zuzanną Bartoszek. Film jest tak daleki od jakiejkolwiek sztampy, jak te artystyczne postacie. To raczej kinowy performans, zawierający elementy nietypowej… komedii romantycznej.

Recenzja: Wcześniejszy „Performer” Łukasza Rondudy i Macieja Sobieszczańskiego wraz z „Sercem miłości” tworzą unikatowy projekt na skalę światową. Nie znam innego twórcy, który byłby z zawodu raczej kuratorem i krytykiem sztuki, niż filmowcem, tworzącego fabuły o młodych artystach sztuki współczesnej. Nie są one przy tym biografiami, nie opisują literalnie życia swoich pierwowzorów, lecz raczej komentują ich sztukę za pomocą materii kina. Wyjątkowe jest również to, że nie są to dzieła powstałe z przeznaczeniem do ekspozycji galeryjnej, lecz jak najbardziej kinowej. Ich koncept wywodzi się ze świata sztuki, lecz zmaterializował się w kinematografii. Czytaj dalej.

Miejsca 41-45 >>