50 NAJLEPSZYCH POLSKICH FILMÓW 2010-2019. MIEJSCA 16-20

2019 rok kończy lata 10. XXI wieku. To znakomity moment, by podsumować to, co działo się w polskim kinie przez ostatnie dziesięć lat. A działo się bardzo wiele. Polski film zgarnął Oscara, mieliśmy swoich reprezentantów w konkursach najważniejszych festiwali filmowych, a nawet otrzymywaliśmy na nich prestiżowe nagrody. W końcu ostatnie dziesięć lat to także znakomity czas pod względem popularności rodzimego kina i okres zwyżkujących statystyk frekwencji. Polskie kino jest cenione na świecie i lubiane w kraju. W tym czasie powstało znacznie więcej niż 50 filmów godnych uwagi, dlatego tę listę, która będzie sukcesywnie uzupełniana, potraktujcie jako przewodnik po najważniejszych tytułach mijającej dekady. Zapoznajcie się z filmami, które znalazły się na miejscach od 16 do 20.

20. Monument, reż. Jagoda Szelc

Jagoda Szelc szturmem wzięła polskie kino. Swoim drugim filmem udowodniła, że jest najbardziej obiecującą debiutantką ostatnich lat. A przy okazji wykazała również, że projekt filmów dyplomowych łódzkiej filmówki to nie tak bardzo chybiony pomysł, jakby się mogło wydawać. W „Monumencie” być może powtarza chwyty zastosowane w „Wieża. Jasny dzień”, ale co z tego, jeśli wciąż one działają i znakomicie pasowały do tej opowieści i trudnej formy filmu dyplomowego.

Recenzja: Tytuły powstałe w ramach projektu filmów dyplomowych wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki delikatnie mówiąc do tej pory nie obfitowały w dzieła wybitne. Trudno się temu dziwić, bowiem narzucona formuła jest wyjątkowo sztywna i niewdzięczna, ponieważ jest obwarowana szeregiem wymogów. W każdym z tych filmów należy wygospodarować miejsce, by wszyscy aktorzy mogli udowodnić swoje aktorskie umiejętności. To posiada z kolei swoje konsekwencji dla prowadzonej narracji. Czy to w „Śpiewającym obrusiku” czy „Kryształowej dziewczynie” okazało się to pułapką. Jednak Jagoda Szelc znalazła sposób, udowadniając tym samym, że jest świetną reżyserką i kreatywną scenarzystką. A to nie jedyny walor „Monumentu”, który potrafił wykorzystać formę filmu dyplomowego na wielu poziomach. Czytaj dalej.

19. Supernova, reż. Bartosz Kruhlik

Kruhlik błysnął na firmamencie polskiego kina niczym tytułowa supernowa. Zrobił w swoim dziele coś, czego nikt inny nie dokonał w polskim kinie. Podszedł do swoich bohaterów szczególnie blisko, stawiając na wyjątkowy realizm, a przy okazji potrafił opowiadaną historię wpisać w kontekst znacznie szerszy, wręcz kosmiczny. Powiązał przy tym sprawy prowincji z tymi, nurtującymi polską elitę. Odnalazł zaginioną więź, łączącą centrum i peryferia.

Recenzja: Film Bartosza Kruhlika jest drugim, który powstał w ramach programu „60 minut”. W zamierzeniu powstające tam filmy powinny trwać nie więcej niż godzinę. W zamierzeniu, bo po zarówno „Supernova”, jak i „Eastern” są pełnoprawnymi filmami kinowymi. I bardzo dobrze. Ale po koncepcji fabularnej filmu Kruhlika widać, że była krojona do wymagań krótszej formy. Jednak ostatecznie pomysł rozrósł się niczym po wybuchu tytułowej supernovej – do rozmiaru malutkiego wszechświata. Czytaj dalej.

18. Ptaki śpiewają w Kigali, reż. Joanna Kos-Krauze

Jeden z najbardziej poruszających i porażających filmów mijającej dekady. A przy okazji film w wyjątkowo świadomy sposób operujący filmową formą. Kos-Krauze udowodniła, że jest reżyserką o znakomitym warsztacie i ma bardzo określoną wrażliwość twórczą. Potrafiła przy tym powiązać sprawę ludobójstwa w Rwandzie z lokalnymi problemami dzisiejszej Polski.

Recenzja: Film małżeństwa Krauze ma ambicje oddania za pomocą kolorów, kadrowania, dźwięków i relacji międzyludzkich doświadczenia traumy. Dwie bohaterki – polska ornitolog i Rwandyjka – uciekają z kraju ogarniętego ludobójstwem do Polski. Ocalenie nie oznacza jednak szczęścia. Krauzowie skupiają się na biurokracji, zawiłościach prawa uchodźczego, problemach, które spotykają młodą Rwandyjkę z uzyskaniem azylu i prawa stałego pobytu. Jednak w równym stopniu, a może przede wszystkim, starają się oddać stany emocjonalne dwóch straumatyzowanych kobiet. Czytaj dalej.

17. Demon, reż. Marcin Wrona

Długo nie będziemy potrafili pogodzić się ze śmiercią Marcina Wrony, który swoim ostatnim filmem pokazał, jak znakomitym jest twórcą i przenikliwym komentatorem polskiej kultury. W „Demonie” przygląda się narodowym przywarom przez pryzmat zapomnianej historii naszej kultury. Wykorzystał do tego i żydowską historię dybuka, i romantyczną niesamowitość, i młodopolską wrażliwość Wyspiańskiego. Sięgnął przy tym i po Wajdę, i po Smarzowskiego. Nie ma w tym jednak niczego z artystycznej kradzieży, raczej jest to samoświadoma próba wpisania się w długą tradycję, przez którą spogląda na nasze tu i teraz.

16. Body/Ciało, reż. Małgorzata Szumowska

Kto wie, być może Małgorzata Szumowska, zaraz obok Pawła Pawlikowskiego, była najważniejszą polską twórczynią ostatnich dziesięciu lat. Nikt inny nie zrobił tak dużej międzynarodowej kariery, na stałe zajmując miejsce wśród wyróżniających się twórców europejskich. Zasadniczy wpływ na to miał jej sukces na festiwalu w Berlinie, gdzie „Body/Ciało” otrzymało nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia. To również najlepszy, jak dotąd, jej film w karierze: autoironiczny, umiejętnie łączący humor z dramatem.

Miejsca 21-15 >>