45. FPFF – Bóg Internetów, reż. Joanna Satanowska

Joanna Satanowska podjęła bardzo ważny i aktualny temat – opowiada o potrzebie akceptacji i zwrócenia na siebie uwagi. To problem stary jak świat, ale współcześnie można go dostrzec być może lepiej niż kiedykolwiek – dzięki nowym technologiom, z Internetem na czele.

Bohaterem filmu – tytułowym Bogiem Internetów – jest Kuba, trzydziestolatek o nadwątlonej pewności siebie, którego jedynym pomysłem na życie jest robienie tak zwanych pranków – internetowych żartów, które nagrywa i umieszcza w sieci. Satanowska skrupulatnie relacjonuje rozwój jego kariery – od pierwszych, niezbyt udanych, prób straszenia ludzi w kostiumie tygrysa, przez kolejne challenge i żarty, które z filmu (a raczej filmiku) na film (filmik) wiodą go coraz wyżej w youtubowej hierarchii, aż ku internetowemu parnasowi. Sukces w tym przypadku liczony jest w setkach tysięcy followersów, co przekłada się – choć nie zostało to powiedziane w filmie wprost – na zarobek.

Satanowskiej to jednak nie interesuje, ona koncentruje się na Kubie jako zamkniętym w sobie, zakompleksionym chłopaku bez pomysłu na siebie. Osobie, który nawet nie zauważa, że powoli staje się zakładnikiem swojej kariery, robiącym wszystko, by przybywali mu kolejni fani. Dlatego posuwa się ku kolejnym ekstremom – zaczyna prześladować siostrę, udaje przed matką, że popełnił samobójstwo, każe się upodlić przyjaciółce. Byle klikano, byli lajkowano.

Internet to niezłe bagno, wie to chyba każdy, kto kiedykolwiek odpalił przeglądarkę, a tym bardziej YouTube. Satanowska postanowiła nam o tym przypomnieć – i trudno się z nią nie zgodzić. Patostreamerzy królują, lajki lecą, hajsy się mielą. Filmy Kuby przy tym, co można obejrzeć w sieci, to dobranocki dla grzecznych dzieci. Nie wiadomo więc, co tak do końca chce nam powiedzieć Satanowska – że sława zmienia ludzi? Do czego może się posunąć ktoś, komu zależy na rozgłosie? A może o zagubieniu młodych ludzi, dla których jedynym pomysłem na życie w wieku trzydziestu lat jest założenie kanału na YouTube? Pewnie każdy z tych tematów godny jest filmu i odpowiednio pogłębiony dałby ciekawą diagnozę współczesności.

Problem z „Bogiem Internetów” jest jednak taki, że każdy z tych problemów został potraktowany bardzo powierzchownie – reżyserka jedynie go zaznacza, lecz nie ma pomysłu na pogłębienie. Przy tym puenta filmu brzmi po prostu dydaktycznie. Już widzę oczami wyobraźni, jak wychowawcy puszczają ten film młodzieży w ramach godziny wychowawczej, robiąc im przy okazji pogadankę o zagrożeniach płynących z internetu. Tylko, co z takiej lekcji można wyciągnąć poza tym, że lepiej nie żerować na zaufaniu innych? Że zostanie aktorem teatralnym jest lepszym pomysłem na życie niż bycie yutuberem? Twórcy nie zadają sobie nawet trudu, by wyjść poza banał, niektóre rzeczy uważają po prostu za oczywiste. A youtuberzy to przecież nie tylko pranksterzy.

Dodatkowo drażnić może paradokumentalna forma filmu. Wszystkie zdjęcia pochodzą z kamer, które istnieją w świecie przedstawionym – z komórek, profesjonalnych kamer (siostra bohatera kręci o nim dokument) i kieszonkowego wideo. Trudno dociec, jaki był sens tej decyzji – zbliżyć formę do estetyki yutubowej? Przedstawić prankstera w jego naturalnym środowisku rozchwianych kamer z ręki? Być może, tylko że nie wzmacnia to wymowy filmu, nie dookreśla bohaterów, nie daje nowych możliwości inscenizacyjnych.

Bohaterowie to kolejny problem tego filmu – na czele z tytułowym. Dowiadujemy się czegoś ciekawego o nim jedynie w jednej z pierwszych scen, przy okazji bodaj najlepszej. Są jego trzydzieste urodziny, przy stole zgromadzili się goście – siostra, matka, babcia i ciocia. Wszyscy życzą mu mniej więcej tego samego – tego, co można życzyć trzydziestoletniemu chłopakowi, który nie ma pracy, dziewczyny, ani pomysłu na życie. Dzięki temu dowiadujemy się czegoś nie tyle o samym bohaterze, co o jego otoczeniu – niewrażliwej, oceniającej matce, współczującej ciotce, oderwanej od rzeczywistości babci. Znaczący jest również brak mężczyzn – ojca, dziadka czy wujka. Jest w tym jakaś tajemnica, albo przynajmniej trauma – może to ona wpływa na zagubienie bohatera, ona generuje potrzebę docenienia przez anonimowy tłum internautów? Być może – niestety tego się nie dowiemy, twórczyni nie wykorzystuje tego potencjału, nie zwracając na ten wątek jakiejkolwiek uwagi.

W konsekwencji otrzymaliśmy film nieskładny fabularnie, przypominający momentami zlepek youtubowych pranków – na dodatek podążający w dość oczywistą stroną, z puentą, która nie szokuje, a chyba miała. Ale najbardziej chyba rozczarowuje fakt, że film o młodych ludziach nakręcony przez młodą, debiutującą reżyserkę jest tak bardzo, przepraszam za określenie, ale żadne inne nie przychodzi mi w tym momencie do głowy, boomerski. Satanowska zdaje się mówić: uważajcie tam na siebie w tych Internetach, widzę jak się bawicie. To prawda, zabawa to ryzykowna, ale zasługująca na głębszą – psychologiczną lub socjologiczną – analizę.

Ocena: 4/10