10 najlepszych filmów 18. Edycji Festiwalu Nowe Horyzonty

To była specyficzna edycja wrocławskiego festiwalu. Było bardzo mało filmów słabych, ale równie niewiele naprawdę wyróżniających się. Zdecydowana większość okazała się po prostu dobra. Właśnie z tego względu miałem spory problem, by wybrać najlepszą 10. Kilku tytułów nie mogło w niej zabraknąć, ale mniej więcej połowę spokojnie mógłbym wymienić na inne tytuły. Ale po długich dyskusjach z samym sobą, sporządziłem następujące TOP 10 18. edycji Nowych Horyzontów:

10. Kafarnaum, reż. Nadine Labaki

Dwunastoletni Zajn został skazany na więzienie za zaatakowanie mężczyzny nożem, albo, jak powiedziałby chłopiec, za „sprzedanie kosy skurwielowi”. Labaki już na samym początku filmu konfrontuje gładki, formalny i wyedukowany język sędziego z nieokrzesanym, autentycznym słownictwem chłopca, który dorastał w libańskich slumsach. Robi to po to, by przygotować widzów na wejście w szokujący świat najmłodszych, pozbawionych prawa do dzieciństwa. Czytaj więcej.

9. Monument, reż. Jagoda Szelc

Tytuły powstałe w ramach projektu filmów dyplomowych wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki delikatnie mówiąc do tej pory nie obfitowały w dzieła wybitne. Trudno się temu dziwić, bowiem narzucona formuła jest wyjątkowo sztywna i niewdzięczna, ponieważ jest obwarowana szeregiem wymogów. W każdym z tych filmów należy wygospodarować miejsce, by wszyscy aktorzy mogli udowodnić swoje aktorskie umiejętności. To posiada z kolei swoje konsekwencji dla prowadzonej narracji. Czy to w „Śpiewającym obrusiku” czy „Kryształowej dziewczynie” okazało się to pułapką. Jednak Jagoda Szelc znalazła sposób, udowadniając tym samym, że jest świetną reżyserką i kreatywną scenarzystką. A to nie jedyny walor „Monumentu”, który potrafił wykorzystać formę filmu dyplomowego na wielu poziomach. Czytaj dalej.

8. Płomienie, reż. Lee Chang-dong

Film jest podpisany przez Koreańczyka, ale przypomina dokonania twórców z Chin, szczególnie Jia Zhanga-ke. Lee Chang-dong potrafił równie ciekawie spleść mocnym węzłem celne obserwacje społeczne, surowy realizm, nieśpieszne tempo z wyraźnie wyczuwalnym gatunkowym nerwem. „Płomienie” zaczynają się jak społeczne kino obyczajowe z delikatnie zaznaczonym rysem krytyki politycznej, a kończy jako gęsty, ciemny, wręcz paranoiczny thriller. Lee Chang-dong okazał się mistrzem łączenia pozornie niepasujących do siebie konwencji. Czytaj dalej.

7. Szczęśliwy Lazzaro, reż. Alice Rohrwacher

Rzecz dzieje się niby na włoskiej prowincji, ale równie dobrze mogłaby w mitycznej krainie. Czas akcji jest równie problematyczny i najlepiej uznać, że w Inviolacie czas się po prostu zatrzymał, utknął gdzieś między latami 70. a końcówką 90. XX wieku. Właśnie z tym nadromadzeniu subtelnych niedopowiedzeń, drobnych sugestii i małych cudów Rohrwacher konstruuje świat przedstawiony filmu, sytuujący się gdzieś pomiędzy czułym realizmem magicznym a krytyką społeczną. Czytaj więcej.

6. Dziewczyna, reż. Lukas Dhont

Pewnie jeszcze kilka lat temu ten film wyglądałby zupełnie inaczej. Skupiałby się przede wszystkim na problemach ze społeczną akceptacją i rodzicach niemogących uwierzyć w uczucia, które targają ich synem. „Dziewczyna” to kino łapiące zmianę, która jednak wcale nie rozwiązuje wszystkich problemów. Czytaj więcej.

5. Lato, reż. Kiriłł Sieriebriennikow

„Lato” jest sexy, bo sexy jest młodość, bunt, talent, nonszalancja, bezpretensjonalność, tani alkohol pity latem na plaży i granie na gitarze przy ognisku. Ale „Lato” jest też gorzkie, bo miłość przemija, społeczeństwo nie rozumie, a władza ogranicza. Rosyjskiemu reżyserowi udało się połączyć młodzieżowy luz swoich bohaterów, rozkoszujących się tym, czym ludzie w ich wieku rozkoszować się powinni, z pulsującym gdzieś pod zgrywą i dezynwolturą smutkiem i brakiem nadziei. „Lato” jest jak tanie wino – jest słodkie, przyjemne i orzeźwiające, ale potrafi kopnąć w najmniej oczekiwanym momencie. Czytaj więcej.

4. Mektoub. Moja miłość: pieśń pierwsza, reż. Abdellatif Kechiche

Nie każdy polubi charakterystyczny styl Kechichego. Sprawia wrażenie przegadanego, niepotrzebnie przedłużającego to, co zazwyczaj jest usuwane jako zbędne. Francuz celowo bowiem skupia się na tym, co codzienne i na pierwszy rzut oka całkowicie zwyczajne i niekoniecznie odkrywcze. Ale właśnie w tym tkwi sekret jego filmów. Długie sceny utrzymane w realistycznej formie umożliwiają nieśpieszne przyglądanie się prozaicznym wydarzeniom. Dzięki temu długie rozmowy o „niczym”, młodzieńcze flirty, tańce, kąpiele morskie i słoneczne zaczynają objawiać przed nami swoje tajemnice. Czytaj więcej.

3. Climax, reż. Gaspar Noe

Noe zrobił to ponownie. Wymieszał ze sobą ciężkie narkotyki, szaleństwo, krew, mocz, brud i obrzydzenie, by zaserwować je widzom niczym przepyszną sangrię. Po takim drinku wymioty i kac murowane, ale kto by nie chciał wziąć udziału w imprezie, której nie przeżył nikt! Czytaj więcej.

2. Granica, reż. Ali Abbasi

Jeżeli opowiadać o polityce, to właśnie w taki sposób. Jeśli zajmować się aktualnymi sprawami, to tylko tak. „Granica” to bardzo oryginalny komentarz do kwestii uchodźców, ale również uniwersalna historia o nieprzystosowaniu, poszukiwaniu tożsamości i nierównej walce z własną innością. Działa więc jak najlepsze z baśni, bo właśnie nią w gruncie rzeczy jest. Czytaj więcej.

1. Shoplifters, reż. Hirokazu Koreeda

Tak subtelny, ciepły, wręcz przytulny film o biedzie, przemocy domowej, prostytucji i złodziejstwie potrafi zrobić tylko Hirokazu Koreeda. Japończyk jest niekwestionowanym mistrzem kina małego realizmu, w którym niejednokrotnie ciężka codzienność rozbłyskuje niespodziewanymi promieniami szczęścia. W „Shoplifters” wszystko, co niepokojące nie tyle jest sztucznie maskowane, lecz zwyczajnie okazuje się nieistotne przy ogromie ukazywanego dobra. Czytaj dalej.